niedziela, 3 stycznia 2016

Sprzedaż bezpośrednia szansą dla małych gospodarstw rolnych

Sprzedaż bezpośrednia szansą dla małych gospodarstw rolnych


Autor: Marcin Kwiatkowski


Dariusz Młotkiewicz, wiceszef Kancelarii Prezydenta RP, na spotkaniu z przedstawicielami izb rolniczych zadeklarował wsparcie dla uregulowania przepisów o sprzedaży bezpośredniej. Możliwość korzystania z tego rodzaju sprzedaży wpłynie na aktywizację terenów wiejskich oraz na uzyskiwanie przez rolników dodatkowych dochodów.


Sprzedaż bezpośrednia i jej znaczenie dla rolnictwa

Dzięki sprzedaży bezpośredniej rolnicy będą mogli oferować swoje towary i usługi bezpośrednio samym konsumentom, na zasadach indywidualnych, w swoich gospodarstwach, w domu klienta lub w innych miejscach, które nie są stałymi punktami sprzedaży detalicznej. Sprzedaż bezpośrednia jest taką formą sprzedaży detalicznej, która odbywa się poza siecią sklepową i wymaga osobistej prezentacji produktu oraz udzielenia stosownych wyjaśnień.

Szacuje się, że spośród miliona drobnych gospodarstw ok. 100 tys. ma możliwość produkowania i sprzedaży swoich wyrobów w ramach sprzedaży bezpośredniej. Na spotkaniu w Kancelarii Prezydenta znaczenie tego rozwiązania podkreślali szczególnie prezesi izb rolniczych z Małopolski i Podkarpacia. Według nich możliwość prowadzenia sprzedaży bezpośredniej w obu tych województwach ma szczególną wagę ze względu na specyfikę regionów, na którą składa się duża liczba małych gospodarstw oraz bogata oferta turystyczna – oferowane przez rolników produkty będą jej doskonałym uzupełnieniem.

Korzyści dla producentów i konsumentów

Wszyscy zgadzają się co do tego, że poszerzenie katalogu produktów sprzedawanych bezpośrednio przez rolników jest rozwiązaniem korzystnym zarówno dla producentów, jak i konsumentów. Usankcjonowanie tej formy handlu pozwala na legalne zakupy żywności z gospodarstwa, które spełnia określone wymogi sanitarne.

Zgodnie z unijnymi przepisami, organizacje producentów prowadzących sprzedaż bezpośrednią mogą przygotować krajowe założenia dobrych praktyk, które, po zatwierdzeniu przez władze sanitarne, stanowić będą listę zaleceń przeznaczonych dla producentów i organów nadzorujących bezpieczeństwo produkcji.

Sprzedaż bezpośrednia oczami klienta

Bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na wzrost popularności sprzedaży bezpośredniej w ogóle, a sprzedaży bezpośredniej prowadzonej przez rolników w szczególe, jest znużenie konsumentów reklamą, a także potrzeba kontaktu ze sprzedawcą, który nie tylko służy radą, ale i będzie w stanie przedstawić cały proces powstawania danego produktu oraz odpowiedzieć na szereg szczegółowych pytań klienta. Dla konsumentów ta forma sprzedaży staje się pomału integralną częścią gospodarki.


Artykuł powstał przy współpracy z: http://www.agropolska.pl/agrobiznes/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Odwrócona osmoza – odrobina teorii

Odwrócona osmoza – odrobina teorii


Autor: Jep Jep


Odwrócona osmoza jest obecnie najczęściej wykorzystywanym sposobem dokładnego oczyszczania wody. Stosuje się ją w niektórych filtrach domowych, ale również na skalę przemysłową, na przykład przy produkcji wody butelkowanej.


Jak to działa?

Mówiąc najprościej, odwrócona osmoza polega na „przeciskaniu” przez półprzepuszczalną membranę cząstek czystej wody. Membrana taka ma pory zbyt małe, aby zmieściły się w nie wielokrotnie większe od cząstki wody zanieczyszczenia. Standardowa wielkość porów w membranie to 0,00005 mikrona, natomiast bakterie są kilkaset razy większe (niektóre nawet kilka tysięcy razy większe). Cały problem polega na tym, że woda powinna przepływać wbrew gradientowi stężeń – zamiast z roztworu o niższym stężeniu do tego o stężeniu wyższym, to w stronę zbiornika, w którym zanieczyszczeń jest mniej. To wymusza manipulowanie ciśnieniem po obu stronach membrany, ale to szczegół techniczny. Dla użytkowników ważne jest to, że odwrócona osmoza usuwa niemal idealnie wszystkie zanieczyszczenia.

Detale techniczne

Obecnie stosuje się praktycznie tylko jeden rodzaj filtrów: membrany TFC, które wyparły sporadycznie dziś używane CTA. Mają one dużo większa wydajność, ale posiadają jedną zasadniczą wadę: szybko zużywają się w kontakcie ze związkami chloru, którego w wodzie wodociągowej wciąż jest sporo. Z tego powodu zestaw do odwróconej osmozy musi być rozbudowany. Najpierw, zanim woda zostanie skierowana na membranę półprzepuszczalną, jest oczyszczana na filtrze z węglem aktywnym. Już w tym momencie następuje usunięcie olbrzymiej ilości zanieczyszczeń wszystkich typów, ponieważ węgiel adsorbuje je na swojej powierzchni. Filtr węglowy można łatwo wymienić, jeśli się zużyje, tym samym zapewniając wieloletnią bezproblemową eksploatację membrany TFC.

Typowy system odwróconej osmozy składa się z filtra GAC (węglowego), membrany osmotycznej, zbiornika na czystą wodę i – wydawać by się mogło, że to detal, ale za to bardzo istotny – kranika spustowego Chodzi o to, aby nie doprowadzić do zanieczyszczenia wnętrza zbiornika na wodę, ponieważ wtedy efekty oczyszczania nie będą widoczne – czysta woda, wlewając się do zanieczyszczonego zbiornika, straci swoje właściwości.

Jak to wykorzystać?

Odwrócona osmoza ma bardzo szerokie zastosowanie. Jest wykorzystywana w przemyśle i laboratoriach, ale może też stać się sposobem na uzdatnianie wody z ujęcia przydomowego, przy czym w tym przypadku z różnych powodów opłaca się połączyć tę metodę ze wstępnym oczyszczaniem przez lampy UV, które zabijają patogeny. Filtr osmotyczny można w domu założyć zawsze – jest to idealny sposób uzdatniania wody kranowej, ponieważ usuwa z niej wszystkie rozpuszczone jony, a więc jednocześnie oczyszcza, zmiękcza i odżelazia wodę, do czego normalnie potrzeba aż kilku różnych urządzeń.

Ile to kosztuje?

Jednorazowa inwestycja w zakup filtra osmotycznego zwraca się szybko, ponieważ filtry takie działają praktycznie bezobsługowo. Oczywiście należy od czasu do czasu upewnić się, że jakość uzyskiwanej wody jest wciąż odpowiednia, natomiast w razie potrzeby wystarczy wymienić samą tylko membranę osmotyczną, która kosztuje kilkadziesiąt złotych. Poza tym nie trzeba ponosić prawie żadnych nakładów, jako że urządzenia filtrujące nie potrzebują dużych ilości energii. Filtr może się zużyć, jeśli woda będzie bardzo twarda i nie zostanie wstępnie zmiękczona, natomiast jakby na to nie patrzeć, koszt odwróconej osmozy jest relatywnie nieduży w stosunku do korzyści, jakie daje jej zastosowanie.


Proekojp.pl - Oczyszczanie wody dla przemysłu i domu

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czy Polska powinna przystąpić do strefy euro? PRAWDZIWE szanse i zagrożenia

Czy Polska powinna przystąpić do strefy euro? PRAWDZIWE szanse i zagrożenia


Autor: Wiktor


Rośnie liczba eurosceptyków i nie bez powodu. Obecny stan strefy euro jest katastrofą. Dlaczego więc politycy tak uparcie dążą do wprowadzenia Polski do strefy euro? Jakie są REALNE zagrożenia? I czy politycy i tym razem nie mówią nam całej prawdy?


„Bogactwo nie bierze sie z przemalowania koloru farby na banknocie” – Andrzej Sadowski

Rozważania dotyczące wejścia Polski do strefy euro są często przez polityków, a nawet niektórych ekonomistów odbierane zbyt emocjonalnie, co prowadzi do skrajnych i wyolbrzymionych poglądów. Jedni z nich twierdzą, że dzięki temu Polska stanie się już nie zieloną, ale wręcz szmaragdową wyspą, inni, że zrujnuje to gospodarkę, a ceny wywindują w górę jak przy co najmniej kilkuset procentowej inflacji. Ustalmy sobie jasno: zamiana polskiego złotego na euro nie przyniesie nam ani cudu, ani katastrofy gospodarczej, lecz oczywiście wiążą się z nią szanse i zagrożenia, korzyści i straty. Na wstępie chciałbym wyjaśnić czym właściwie jest strefa euro oraz z czym wiąże się przyjęcie wspólnej waluty.

Strefa euro jest po prostu strefą państw, w których walutą jest euro. Obecnie należy do niej 17 krajów spośród 28 należących do Unii Europejskiej. Podpisując Traktat Akcesyjny zobowiązaliśmy się do wprowadzenia euro w Polsce. Kryteria dotyczące wprowadzenia wspólnej waluty zostały wstępnie i ogólnie nakreślone w Traktacie z Maastricht i są to m.i.n:

  • stabilne ceny,
  • dług publiczny nieprzekraczający 60% PKB,
  • deficyt budżetowy nie może przekraczać 3% PKB,
  • kurs Złotego do euro przez 2 lata musi mieścić się w przedziale +/- 15%,
  • stopa oprocentowania długoterminowych obligacji skarbowych nie może być większa, niż średnia stopa oprocentowania obligacji z trzech krajów UE o najniższej inflacji powiększona o 2 pkt. Procentowe

. Polska, tak jak wszystkie kraje Unii Europejskiej jest też członkiem Unii walutowej, której głównym celem jest utworzenie wspólnej waluty europejskiej oraz przeniesienie polityki pieniężnej na szczebel wspólnotowy. Waluta euro została 1 stycznia 1999 roku wprowadzona po raz pierwszy w formie transakcji bezgotówkowych, a 1 stycznia 2002 roku w formie gotówkowej. Minęłą już ponad dekada od tego wydarzenia, więc spokojnie możemy ocenić i zanalizować sytuację w strefie euro i poza nią.

To, że ani Unia Europejska, a tym bardziej strefa euro nie mają się dobrze wiedzą chyba wszyscy. Nie tylko kraje wchodzące w skład tzw. PIIGS, czyli państw o trudnej sytuacji budżetowej tj. Portugalia, Włochy, Irlandia, Grecja i Hiszpania. Cała strefa euro pogrążona jest w kryzysie lub stagnacji gospodarczej już od kilku lat. Ekonomistów powinny interesować głównie fakty, dane i liczby, a nie opinie i wróżby, nawet jeśli są wypowiadane przez profesorów ekonomii. Poniższa tabela powinna rozjaśnić sytuację, która ma miejsce w Unii Europejskiej oraz strefie euro.

images?q=tbn:ANd9GcSaZARXNpdZlTeX3NCgfMuiTb9-N5hBOFJF5gguwm6ZkDkOCTOF
Jak łatwo zauważyć, wzrost gospodarczy w krajach niebędących w strefie euro jest zazwyczaj wyższy niż w tych, w których obowiązuje waluta europejska. Co więcej, wzrost PKB w Polsce był zawsze dużo wyższy niż średnia Unii Europejskiej czy strefy euro. Aby zobrazować tą sytuację warto użyć popularnej przenośni: Polska jest szybko płynącą łódką, może swobodnie manewrować za pomocą różnych narzędzi, także polityki monetarnej i kursu złotówki. Strefa euro jest co prawda potężnym statkiem, skupia wielu kapitanów (ministrów państw), jednak płynie strasznie powoli i płynie w kierunku, który nie wszystkim się podoba, jedni woleliby przyspieszyć, inni zaczekać, inni jeszcze obrać nowy kurs. Skręcić tak potężnym statkiem jest dość trudno, a nie można przewidzieć czy czasem nie płynie on wprost na górę lodową. O katastrofie w strefie euro nie można jeszcze mówić, jednak pewne jest, że statek ten ma dziury i powoli tonie. Pokazują to liczby z powyższej tabeli. Czy jest zatem sens przyłączać się do statku, który jest wolniejszy, mniej elastyczny, mniej mobilny, a do tego ma inne, nieprzystosowane do polskiego statku wyposażenie – stopę procentową?

Powyższa metafora jest oczywiście nieco wyolbrzymiona. Przyjęcie waluty euro ma swoje plusy i minusy, lecz nie doprowadzi nas do gospodarczej katastrofy, ani też gospodarczego cudu. Jeżeli chodzi o korzyści z integracji walutowej, wyróżnić możemy ich dwa rodzaje: statyczne i dynamiczne.

  • Korzyści statyczne integracji walutowej

Powstają one przede wszystkim w wyniku eliminacji kosztów transakcyjnych – kosztów wymiany walut tj. różnice między kursem kupna, a sprzedaży danej waluty oraz koszty zabezpieczenia przed zmianą kursu walutowego, które w przypadku małych firm szacuje się na 2% wartości realizowanych transakcji. Jest to korzyść zarówno dla przedsiębiorców jak i konsumentów, którzy wyjeżdżają za granicę na wakacje, także dla osób, które pracują za granicą, a zarobione pieniądze przysyłają do Polski.

Likwidacja niepewności związanych z kursem waluty prowadzi do obniżenia krajowych stóp procentowych. Niższe stopy procentowe zachęcają do zwiększenia inwestycji.

Korzyści statyczne są raczej jednorazowe i związane z niewielkim wzrostem wydajności pracy i kapitału.

  • Korzyści dynamiczne integracji walutowej Powstają one w długim czasie i mają większe znaczenie niż te krótkoterminowe. Przyjęcie wspólnej waluty prowadzi do akumulacji kapitału, ponieważ jest on łatwiej dostępny, a koszty jego pozyskania maleją. Integracja finansowa polega na tym, że oddzielne rynki narodowe zaczynają wspólnie funkcjonować jak jeden rynek krajowy. Przedsiębiorstwa łatwiej zaciągają kredyty i robią to po niższym koszcie niż przed wstąpieniem do strefy euro, co też prowadzi do wzrostu inwestycji. Zrealizowane mogą być przedsięwzięcia, które przy droższym kredycie byłyby nieopłacalne.

Dzięki dołączeniu się do strefy euro zwiększa się stabilność makroekonomiczna oraz zaostrzenie konkurencji cenowej na obszarze jednowalutowym. Różnice cen i płac miedzy państwami stają się bardziej widoczne, co zwiększa konkurencję. Powyższa sytuacja rozwija również wymianę handlową i teoretycznie wzrost gospodarczy, czego nie można zaobserwować na podstawie danych z tabeli, którą umieściłem powyżej.

Korzyści społeczne są dobrze znane i jest to głównie wygoda, którą mają turyści, zarówno Polacy, którzy wyjeżdżają za granice, jak i odwiedzający kraj nad Wisłą. Nie ponoszą oni kosztów wymiany waluty w kantorze lub banku. Mieszkańcy miast położonych niedaleko granicy z sąsiadem Polski, mogą swobodnie dokonywać zakupów w obcym kraju, co pozwala znaleźć korzystniejsze ceny. Powyższy przykład naprowadza nas jednak na pewne zagrożenie związane z wprowadzeniem euro do Polski.

Zagrożenia wynikające z wejścia do strefy euro

Wspólna waluta umożliwia łatwiejszą ucieczkę kapitału z Polski! Dlaczego? Posłużymy się tu przykładem niemieckiego eksportera piwa. Dotychczas sprzedawał on swoje produkty w Polsce i otrzymywał za nie złotówki, które następnie mógł wydać w Polsce kupując inne produkty, materiały, towary (co oczywiście równoważyło wymianę handlową, a do tego przyczyniało się do wzrostu sprzedaży i PKB w Polsce) lub po prostu wymienić owe złotówki na euro, co i tak byłoby korzystne dla importerów z Polski (czyli większości konsumentów), ponieważ za taką samą ilość złotówek mogliby kupić więcej (kurs EUR/PLN by spadł). Gdy w Polsce obowiązywałaby waluta euro, ten sam sprzedawca piwa mógłby zarobić euro w Polsce, a następnie wydać je w Hiszpanii, co oczywiście przyczyniłoby się do ujemnego bilansu handlowego i nie wzrosłaby polska sprzedaż oraz nie zapłaciłby on podatku w naszym kraju.

Nie jest to jednak jedyne zagrożenie. Największym z nich jest utrata samodzielności gospodarczej, głównie w polityce monetarnej. Już nie Narodowy Bank Polski i Rada Polityki Pieniężnej mieliby władzę, a organy na szczeblu unijnym. Postawić można pytanie, czy rządzący europejscy będą lepiej prowadzić politykę monetarną niż Polacy? I czy możliwe jest dopasowanie europejskiej polityki do każdego z krajów członkowskich? Czy jest rozsądne ustalanie identycznych stóp procentowych dla tak różnych gospodarczo państw jak Niemcy, Cypr czy Grecja? Jest to sprawa co najmniej wątpliwa. Potężny statek jakim jest gospodarka niemiecka mógłby płynąć na niskich obrotach (wysokiej stopie procentowej) i wciąż uzyskiwać dobre efekty, jednak czy pogrążonej w kryzysie Hiszpanii nie przydałoby się pobudzenie w postaci obniżenia stóp procentowych? Oczywiście powinniśmy zaznaczyć, że gospodarki krajów europejskich dostosowują się do siebie i nie ma znaczących różnic np. w sferze stóp procentowych, niemniej jednak różnorodność jest jak najbardziej zdrowa i pomocna gospodarkom poszczególnych krajów europejskich. Waluta jest jednym z narzędzi, które dopasowuje się do gospodarki. Przykładem może być znana wszystkim sytuacja, gdy rządzących przypadkiem zauważyli, że Polska jest zieloną wyspą europy, a nasza gospodarka jako jedyna nie skurczyła się jeżeli chodzi o produkt krajowy brutto. Dobrze wiemy, że właśnie wtedy do tego przyczynił się kurs waluty, który spowodował, że polskie towary stały się bardziej atrakcyjne dla państw sąsiednich, wzrósł eksport i dzięki temu uniknęliśmy kryzysu.

Polska gospodarka nie jest w najlepszym stanie, to wiemy, ale czy stać nas na to, żeby znalazła się w jeszcze gorszym? Zdecydowana większość państw, które przyjęły euro rozwija się gorzej niż przed zmianą waluty, rozwija się gorzej niż inne państwa, które tego nie uczyniły. Gołym okiem widać, że sytuacja państw strefy euro jest co najmniej trudna. Co jakiś czas słychać o kolejnych staraniach ratowania Grecji, próbach obrabowania Cypryjczyków z ich oszczędności na kontach czy zamieszkach i strajkach bezrobotnych w Hiszpanii. Przyjmując walutę euro, przyjmiemy na siebie także zagrożenia związane z sytuacją tych państw. Europejski Bank Centralny drukujący kolejne miliardy euro doprowadza do spadku wartości pieniądza, co w przypadku gdy mamy złotówki, nas nie dotyczy.

Przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji ekonomicznej warto jest rozważyć za i przeciw, korzyści i zyski, szanse i zagrożenia. Zastanawiam się jednak, czy w obecnej sytuacji w strefie euro jest sens rozważać przyjęcie wspólnej waluty. Nikt nie może ocenić czy strefa euro przetrwa, ani też czy wyjdzie z kryzysu w ciągu kilku najbliższych lat. Moim zdaniem nie ma obecnie sensu heroicznie starać się o dołączenie do 17 państw, które mają się gorzej jeżeli chodzi o wzrost gospodarczy. Jeśli natomiast jakimś cudem, strefa euro wyszłaby z kryzysu i rozkwitła jak wiosenny kwiat, warto rozważyć wszystkie korzyści i zagrożenia, nie tylko te ekonomiczne. W skrócie przedstawiam je w poniżej tabeli:

Korzyści, szanse

Straty, zagrożenia

- zmniejszenie stóp procentowych, co doprowadzi do zwiększenia inwestycji

- większa wymiana handlowa

- łatwość w kupowaniu u sprzedawaniu towarów, materiałów, produktów

- uniknięcie kosztów wymiany walut

- uniknięcie kosztów zabezpieczenia przed ryzykiem

- dołączenie do bardziej stabilnej strefy państw

- obietnica współuczestniczenia w kierowaniu polityką europejską

- utrata samodzielności w polityce monetarnej

- wolniejsze tempo rozwoju

- inflacja spowodowana drukiem pieniądza przez EBC

- oddziaływanie krajów pogrążonych w kryzysie na naszą gospodarkę

- ucieczka kapitału z Polski

- niedopasowanie stóp procentowych do naszej gospodarki

Źródło: opracowanie własne

Powyższe szanse i zagrożenia dają pewne światło na sprawę przystąpienia do strefy euro. Niewątpliwie w obecnej sytuacji na decyzję rządzących będą bardziej niż kwestie ekonomiczne wpływać aspekty polityczne. Jeszcze kilkanaście lat temu eurosceptyków można było policzyć na palcach. Obecnie pojawiają się już partie polityczne, ugrupowania, które są stanowczo przeciw dalszej integracji europejskiej. Nastroje społeczne zmieniają się wraz ze zmianami w gospodarce. Ludzie zaczynają coraz bardziej sceptycznie podchodzić do obietnic rządu, także tego z Brukseli. Mimo pewnych oczywistych korzyści z przyjęcia euro jako waluty, widzą także zagrożenia. Moim zdaniem przyjęcie euro w obecnym stanie gospodarczym jest nie tylko złym wyjściem, ale działaniem przeciwko Polakom, którzy w większości są przeciw wprowadzeniu euro.


Więcej ciekawych artykułów na mojej oficjalnej stronie:

Wiktor Urbański - Marketing, Psychologia Osiągnięć, Rozwój Osobisty!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jak naładować telefon przy użyciu słońca?

Jak naładować telefon przy użyciu słońca?


Autor: Emil Dowda


Większość społeczeństwa posługuje się technologią wymagającą ładowania elektrycznego. Jednak wraz z pojawieniem się kolektorów słonecznych weszła w życie możliwość wykorzystanie tej konstrukcji i w mniejszej wersji, wręcz kieszonkowej. Mowa o ładowarkach solarnych umożliwiających zasilanie telefonów komórkowych.


Ładowarki solarne z wyglądu przypominają zmniejszone panele słoneczne i pozwalają na wykorzystanie darmowej energii. Co więcej dają pełną niezależność od zewnętrznych źródeł zasilania. Prawidłowe ich funkcjonowanie zależne jest od napięcia i natężenia prądu ładowania, które dla standardowych telefonów komórkowych wynosi 5V i 500-1000mA. Należy przy tym pamiętać, aby nie ładować prądem o znacznie wyższych parametrach niż dozwolone, gdyż grozi to uszkodzeniem, a prąd o niższych sprawia że ładowanie będzie nieskuteczne. Aby upewnić się co do parametrów można je odczytać z danych zamieszczonych na konwencjonalnej ładowarce.

Elementem przydatnym jest wbudowany akumulator, którego zadaniem jest gromadzenie energii z możliwością jej wykorzystania w dowolnym czasie. Warto jednak zauważyć, że podczas procesu ładowania około 20% energii jest stratne, wynika to stąd, iż wydzielana jest ona w postaci ciepła przez ładowarkę solarną. Większość ładowarek słonecznych nie pobiera energii w czasie rzeczywistym, ponieważ odbywa się to stopniowo. Najpierw ładuje się zintegrowany akumulator, za pośrednictwem którego energia elektryczna transferowana jest do urządzenia mobilnego. Te procesy mogą odbywać się jednocześnie, ale ładowarka solarna najpierw ładuje zazwyczaj własny akumulator. Stanowi to kompromis technologiczny, gdyż może on wówczas zgromadzić wymaganą ilość energii za pośrednictwem tak małego panelu słonecznego, ale wystawionego na działanie promieni słonecznych w dłuższym okresie czasu. Jest to dobre rozwiązanie na długie wyprawy trwające kilka dni lub tygodni, na których codzienne ładowanie jest ograniczone.

W praktyce od jakości ładowania zależy technologiczna sprawność płytki fotowoltaicznej, która umożliwi pobór energii również w okresie słabego nasłonecznienia, czy zacieniowania. Ważna jest także fizyczna wytrzymałość i odporność na wstrząsy i drgania z racji na charakter użytkowania. Ponadto ładowarka powinna być elastyczna, lekka i odporna na zroszenia. Te cechy mogą zostać osiągnięte dzięki zastosowaniu technologii amorficznej, która umożliwia stosowanie giętkiej baterii słonecznej oraz uzyskuje bardzo dobre wyniki energetyczne w świetle dyfuzyjnym. Podobna technologia jest wykorzystywana w kalkulatorach, które często działają bez dostępu do bezpośredniego promieniowania, z tą różnicą że ich zapotrzebowanie na energię jest zdecydowanie mniejsze niż telefonu.

Mobilne ładowarki solarne idealnie nadają się jako alternatywne źródło zasilania wszelkich przenośnych urządzeń. Umożliwiają pobieranie czystej energii ze Słońca w sposób nie przyjazny środowisku. Ten sposób uzyskiwania energii polecany jest osobą, które podróżują i interesują się długimi wyprawami w dzikie zakątki świata, gdzie nie ma dostępu do tradycyjnej elektryczności. Mogą one wówczas oddawać się swojej pasji pozostając przy tym w łączności ze światem.


Źródła energii odnawialnej

BREGUS

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Usługa czy wyrobnictwo?

Usługa czy wyrobnictwo?


Autor: Wojciech Wawrzak


Dzisiaj będzie o usługach. Wszelakich. A konkretnie o jakości ich świadczenia w naszym kraju. Na początek sprawdźmy, co na temat hasła ''usługa'' powie nam najpopularniejsza i jednocześnie najmniej wiarygodna encyklopedia internetowa. Cytując za Wikipedią, usługa to działanie podejmowane w celu zaspokojenia określonej potrzeby klienta.


Niezależnie jak mocno krytykować by wirtualną skarbnicę wiedzy, trzeba przyznać, że tym razem stanęła na wysokości zadania. Bo nic bardziej kluczowego w pojęciu usługi ponad potrzebę klienta. Okazuje się jednak, że usługodawcy - w przeciwieństwie do najprężniej rozwijającego się kompendium informacji wszelakich - nie przywiązują tak wielkiej wagi do owej potrzeby. Ba, coraz częściej wydaje mi się, że wręcz zapominają o jej istnieniu. W tym miejscu pojawia się jednak konsternujący problem - czym wobec tego, jeśli nie określoną potrzebą wymagającą zaspokojenia, uzasadniać istnienie usługobiorcy? Może Kowalski przychodzi do lekarza, bo najzwyczajniej w świecie lubi od czasu do czasu popatrzeć na biały fartuch i lekarską słuchawkę, a Pipcińska wynajmuje malarza, bo kręcą ją mężczyźni z pędzlem? Niewykluczone.

I wcale nie jestem złośliwy. Co najwyżej zadziwiony. Bo proszę wyobrazić sobie następującą sytuację. Małżeństwo, zainspirowane falą przetaczających się przez kraj upałów (a więc temat trochę nie na czasie), decyduje się na instalację klimatyzatora w mieszkaniu. Zamawia wobec tego usługę montażu stosownego urządzenia. Do mieszkania przychodzi dwukrotnie przemiły pan, dokonuje oględzin lokalu i stosownych pomiarów, ostatecznie proponuje określone umiejscowienie jednostki chłodzącej. Po montażu okazuje się, że urządzenie jest w stanie schłodzić wyłącznie pomieszczenie, w którym zostało zainstalowane, a że jest ono najmniejszym w całym mieszkaniu, trudno w czasie pracy maszyny w ogóle w nim wysiedzieć. Małżonkowie dzwonią więc do przemiłego pana, ale ten okazuje się nie być już miłym ani trochę. Na złożoną reklamację odpowiada - mówili Państwo, że lubią chłód. I dodaje - nie uprzedzili mnie Państwo o konieczności wychłodzenia całego mieszkania. A więc przemiły pan najwyraźniej postanowił zapewnić swoim klientom warunki do przechowywania mięsa z uboju. Nie pomyślał tylko, co w sytuacji, gdy małżonkowie okazaliby się wegetarianami. No, ale w końcu kostnica to też całkiem ludzki interes. Para próbowała tłumaczyć wynajętemu profesjonaliście, że nie korzystała z jego usług w celu instalacji urządzenia w przypadkowym miejscu, ale w pierwszej kolejności po to, by opracował koncepcję schłodzenia pomieszczeń mieszkalnych na wypadek ponadprzeciętnych upałów. Widać zapomniało mu się.

Nie mniej od wspomnianego małżeństwa zaskoczona była pani Ala, dla której mieszkania sąd rejestrowy założył księgę wieczystą, dokonując w dziale IV wpisu hipoteki łącznej na kwotę znacznie przewyższającą wartość tegoż mieszkania. Zdziwienie pani Ali było o tyle uzasadnione, że zajmowany przez siebie lokal spłaciła już kilkanaście lat temu, a żadnego kredytu od tamtej pory nie zaciągała. Okazało się, że zgodnie z przepisami o księgach wieczystych i hipotece, w przypadku przekształcenia własnościowego spółdzielczego prawa do lokalu w odrębną własność, hipoteka obciążająca nieruchomość, w której wyodrębniany lokal się znajduje, obciąża z mocy prawa również tenże lokal. Istnieje jednak możliwość uzyskania zgody wierzyciela hipotecznego i dokonania tzw. wyodrębnienia bez-obciążeniowego. Proszę wyobrazić sobie konsternację pani Ali, gdy odkryła, że wprawdzie w akcie notarialnym znalazła się stosowna wzmianka o wyłączeniu hipoteki, niemniej jednak pan notariusz zapomniał dołączyć do wniosku kierowanego do sądu rejestrowego stosowne dokumenty. Trudno przecież przypuszczać, by pani Ala nie chciała spłacać w przyszłości wierzytelności spółdzielni, prawda?

Nieco zakłopotany wydawał się również pan Marek, który na decyzję w sprawie refundacji zakupu aparatu słuchowego oczekiwał kilka miesięcy, a gdy w końcu otrzymał od Narodowego Funduszu Zdrowia stosowną informację, okazało się, że prawo do skorzystania ze zwrotu określonej kwoty upływa w najbliższą niedzielę. Gotów byłby nawet pomyśleć, że wszystko jest w porządku, gdyby nie ten mało istotny fakt, iż stosowne pismo odebrał od listonosza w czwartek. Ale jakby nie patrzeć, słuch to poważna sprawa - nie można pozwolić sobie na najmniejszą zwłokę.

Na koniec jeszcze pani Marta, której drukarka odmówiła pewnego dnia posłuszeństwa. Jako że potrzebowała tej drukarki do pracy w trybie pilnym, zdecydowała się na skorzystanie z prywatnego serwisu. Skuszona obietnicami szybkiej naprawy, oddała sprzęt wysłanemu do niej w tym celu przez firmę kurierowi i czekała na informację, co da się w tej sprawie zrobić. Nie otrzymawszy żadnego telefonu, następnego ranka sama sięgnęła po słuchawkę. Nie dowiedziała się nic ponad to, że serwisant pracuje nad problemem i całość usługi będzie kosztowała określoną kwotę. Drukarka miała wrócić jeszcze tego samego dnia, w piątek. Wróciła po weekendzie - po kolejnym ponaglającym telefonie pani Marty. Drukować - drukowała... posłuszeństwa odmówiła natomiast całkowicie sprawna wcześniej kopiarka. Wymiana szorstkich słów z właścicielem serwisu spowodowała, że u pani Marty zjawił się kierowca poinstruowany w jaki sposób przywrócić sprawność sprzętu - okazało się bowiem, że serwisant zapomniał podłączyć jednego kabelka. A dlaczego zapomniał? Poganiała go pani, to zapomniał' - wytłumaczył grzecznie kierowca. Kontakty z ludźmi uczą pokory, oj tak.

To zaledwie kilka z wielu historii, których w przeciągu ostatniego półrocza byłem świadkiem. Poziom usług świadczonych przez rzekomych profesjonalistów jest dzisiaj katastrofalny. Samo podejście do wykonywania swoich obowiązków podaje w wątpliwość sens korzystania z jakiejkolwiek pomocy osób trzecich. Ale przecież niemożliwym jest robienie wszystkiego na własną rękę. Sektor usług rozwinął się w toku przemian cywilizacyjnych po to, byśmy mogli zaspokajać swoje potrzeby, korzystając z wiedzy i doświadczenia specjalistów w danych dziedzinach. Tymczasem okazuje się, że powierzając nasze sprawy innym, powinniśmy jednocześnie cały czas trzymać rękę na pulsie. Rozumiem, że pewne minimalne zaangażowanie jest zawsze wskazane i potrzebne, ale obecna sytuacja zmierza ku temu, byśmy kontrolowali skrupulatnie każdy aspekt czyjejś pracy - w przeciwnym razie musimy liczyć się z tym, że końcowy efekt nie będzie dla nas zadowalający. Czy w taki sposób można budować prawidłowo funkcjonującą gospodarkę? W dobie tak dalece posuniętej specjalizacji, nie możemy pozwolić sobie, by każdy znał się na czymś po trochu. Kierując swoje kroki do profesjonalisty, oczekujemy, że zajmie się naszą sprawą kompleksowo i w najdrobniejszych szczegółach, perfekcyjnie. A bardzo często okazuje się, że musimy go poganiać, sugerować pewne rozwiązania, o których sami przeczytaliśmy na forum czy też na własną rękę korygować jego błędy. Najczęściej te błędy ujawniają się dopiero po skorzystaniu z usługi. Będąc niezadowoleni z jej efektu, zaczynamy szukać źródeł tego niezadowolenia i nagle odkrywamy kolejne niedopatrzenia, braki. Profesjonalista informuje nas natomiast, że mogliśmy mu powiedzieć o tym wszystkim, zanim przystąpił do pracy. Tyle tylko, że przecież nie powinniśmy mieć obowiązku zapobiegliwego i chorobliwego wręcz sprawdzania absolutnie wszystkich możliwości jeszcze przed skorzystaniem z usługi - po to decydujemy się na fachowca, by zrobił to za nas. To od niego oczekujemy rzetelnej i pełnej analizy możliwości zaspokojenia naszej potrzeby. Przecież gdybyśmy sami byli w stanie dokonać takiej oceny, funkcjonowanie na rynku określonych specjalistów straciłoby rację bytu. Bo przecież nie o samo wyrobnictwo chodzi.


www.mysleiczuje.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Typy postępu technicznego najbardziej odpowiednie dla Emiratów Arabskich, Etiopii i Korei Południowej

Typy postępu technicznego najbardziej odpowiednie dla Emiratów Arabskich, Etiopii i Korei Południowej


Autor: Kasjopeja


Różnice w wyposażeniu krajów w kapitał stanowią współcześnie jeden z najważniejszych czynników determinujących wybór technik wytwarzania. Konieczność zastosowania kapitału pozostaje bez innego rozwiązania.


Konieczność zastosowania kapitału pozostaje bez innego rozwiązania. Kraje posiadające obfite zasoby kapitału mogą się specjalizować w produkcji kapitałochłonnej, co w przeważającej mierze wiąże się z produkcją nowoczesną o dużej dozie postępu technicznego i innowacji. Kraje ubogo wyposażone w kapitał zmuszone są do specjalizowania się w produkcji pracochłonnej. Do pierwszej grupy należą kraje zaawansowane gospodarczo, o rozwiniętym przemyśle. Do drugiej grupy kraje słabo uprzemysłowione.

Etiopia

Gospodarka Etiopii dotkniętej ubóstwem opiera się na rolnictwie, co stanowi prawie 45% PKB i 85% ogółu zatrudnionych. Sektor rolniczy cierpi na częste susze i złe praktyki uprawy. PKB w roku 2009 w USD wynosiło: 28, 526 mld. Eksport wysokich technologii w roku 2007 w USD: 4,308,929, w tym samym roku procent PKB przeznaczony na BiR wynosił 0.17. Przemysł Etiopii jest słabo rozwinięty. Jego rozwój ograniczają w dużym stopniu niewielkie zasoby surowców mineralnych i brak surowców energetycznych. Sektor prywatny obejmuje przede wszystkim produkcję rzemieślniczą. Kraj od wielu lat borykał się z niską stopą przyrostu gospodarczego oraz wzrastającym zadłużeniem zagranicznym.

W Etiopii występuje rolnictwo ekstensywne, zużycie nawozów sztucznych na hektar użytków rolnych – 16 kg, rolnictwo ma charakter samo zaopatrzeniowy, bardzo ograniczony postęp biotechnologiczny, wysoka pracochłonność, 3600ha na jeden ciągnik, silne uzależnienie od warunków przyrodniczych. Średnie plony uzyskiwane z hektara użytków są bardzo niskie, a stosowane metody uprawy anachroniczne.

Choć Etiopia posiada największe pogłowia zwierząt hodowlanych w całej Afryce, to produkcja rozwinięta dzięki temu potencjałowi jest bardzo niewydajna. Jej rozwojowi przeszkadza zły stan łąk i pastwisk, spowodowany nadmierną ich eksploatacją, oraz częste susze.

Analiza bez uwzględnienia zasobów kapitału

Rolnictwo – kapitałochłonny postęp techniczny

Silne strony – największe pogłowia zwierząt hodowlanych w Afryce, problem: zły stan łąk, przy dużym nakładzie kapitału można by udoskonalić techniki hodowlane oraz je uprzemysłowić, również przy dużym nakładzie kapitału zwiększyć postęp biotechnologiczny, ponieważ średnie plony uzyskiwane z hektara użytków są bardzo niskie oraz stosowane metody uprawy przestarzałe, aby przynajmniej minimalnie zwiększyć plony należy zreformować rolnictwo, wprowadzić kapitałochłonne innowacje.

Kapitałochłonny postęp techniczny w rolnictwie wiązałby się z ubytkiem siły roboczej w tym sektorze, w związku z tym dużą szansą dla tego kraju byłoby przeniesienie tej siły roboczej do prac rzemieślniczych które są pracochłonne a mogą przynieść duże zyski w handlu zagranicznym (przy odpowiedniej polityce ceł).

Analiza przy uwzględnieniu zasobów kapitału

Niestety biorąc pod uwagę brak kapitału w tym kraju można jedynie mówić o postępie technicznym pracochłonnym. Przy dostarczeniu odpowiednich technologii z zewnątrz kraju(pomoc rozwojowa), zwiększeniu intensywności rolnictwa, przeniesieniu siły roboczej do sektora prywatnego mógłby zwiększyć się handel zagraniczny a co za tym idzie mogłyby zwiększyć się inwestycje zagraniczne ( po pewnym czasie--> rzemiosło).

Korea Południowa

Korea Południowa jest jednym z najszybciej rozwijających się krajów świata;

Z surowców mineralnych wydobywa się: węgiel kamienny, rudy żelaza, wolframu, miedzi oraz niewielkie ilości rud cynkowo-ołowianych, złota, srebra i grafitu. Zapotrzebowanie krajowe na pozostałe surowce, głównie ropę naftową pokrywa import.

Do najlepiej rozwiniętych gałęzi przemysłu przetwórczego należą: przemysł elektroniczny i środków transportu. Produkcja półprzewodników, komputerów, odbiorników telewizyjnych, radiowych, sprzętu telekomunikacyjnego i gospodarstwa domowego. Korea Południowa zajmuje 1 miejsce w świecie przed Japonią w produkcji statków głównie tankowców od niedawna jest liczącym się producentem samochodów osobowych i ciężarowych. Od lat 70. rozbudowa hutnictwa, przemysłu rafineryjnego i petrochemicznego, poza tym nawozów sztucznych, materiałów budowlanych (głównie cementu), spożywczego i obuwniczego. Najstarszą gałęzią przemysłu jest włókiennictwo, zwłaszcza przemysł bawełniany i jedwabniczy. Przy wykorzystaniu własnych zasobów leśnych i drewna importowanego rozwija się przemysł drzewny. Rolnictwo odgrywa coraz mniejszą rolę.

Bezrobocie w 2009 r. 3.7%

Eksport wysokich technologii w roku 2007 w USD: 111,000,000,000

Procent PKB na BiR w 2007: 3.47

PKB w 2009 r.: 832, 512 mld USD

Analiza

Korea Południowa jest krajem wysoko rozwiniętym. Ma duże zasoby kapitału oraz niski poziom bezrobocia. Jest eksporterem wysokich technologii. W tej sytuacji najodpowiedniejszym postępem technicznym w tym kraju będzie postęp neutralny. Przemysł wytwórczy jest z reguły pracochłonny i wymaga technik pracochłonnych natomiast równowaga w zatrudnieniu oraz w wysokim PKB nie wymaga ingerencji w dochód narodowy oraz zatrudnienie.

Zjednoczone Emiraty Arabskie

Zjednoczone Emiraty Arabskie należą do grupy najbogatszych i najszybciej rozwijających się krajów w Azji Zachodniej. Od czasu powstania federacji (1971) podstawą gospodarki i głównym źródłem dochodów państwa jest wydobycie i eksport ropy naftowej; w początku lat 70. sektor naftowy dostarczał 75% produktu krajowego brutto, w latach 80. i początku lat 90. jego udział systematycznie zmniejszał się na rzecz usług (zwłaszcza handlu) i 1993 wynosił poniżej 40%; przeciętne tempo wzrostu gospodarczego ok. 4,5% w latach 80. (1988–90 do 18% w związku ze wzrostem cen ropy naftwej) i powyżej 3% w początku lat 90. Przemysł wydobywczy i przetwórczy wytwarza łącznie 54% produktu krajowego brutto, usługi — 44%, rolnictwo — 2%; 1993 wartość produktu krajowego brutto wynosiła 36 mld USD. Podział pomiędzy złożami ropy naftowej jest bardzo różnorodny w poszczególnych emiratach z tego względu w wielu emiratach promuje się nastawienie na nowe technologie, turystykę oraz finanse.

Analiza

Biorąc pod uwagę, że złoża ropy naftowej są ograniczone oraz fakt, że kraj ma duże zasoby kapitału oraz to, że nowe technologie oraz dalszy rozwój turystyki oraz ekologii wymagają technik kapitałochłonnych, proponowanym rodzajem postępu technicznego będzie postęp kapitałochłonny.


Kasjopeja

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Problemy współczesnej gospodarki

Problemy współczesnej gospodarki


Autor: NIEPRAWDA


Współczesny świat uwikłany jest w wiele problemów gospodarczych. Świadczy o tym chociażby wciąż trwający kryzys gospodarczy. Mimo ogromu wiedzy i postępu świat sobie z tym nie radzi. Kiedy nastąpi kolejna wielka zmiana w funkcjonowaniu światowej gospodarki?


Pierwszym problemem, jaki można zauważyć współcześnie, jest ogrom dysproporcji pomiędzy statusem życia bogatych i biednych.

Podczas gdy w Afryce czy Azji ludzie umierają na skutek głodu, w innych rejonach marnowane są ogromne kwoty. 1% zaledwie stanowią najbogatsi ludzie na świecie, ale za to do nich należy więcej kapitału niż do wszystkich innych razem wziętych. Ludzie z takim bogactwem mają moc, aby pstryknięciem palcem czy szybkim przelewem uratować od śmierci głodowej i chorób tysiące ludzi. Jednak tego nie robią, zamiast tego kupują kolejne firmy i udziały, produkty, jachty itp.

Kolejny problem to reklamy, są wszechobecne, wpływają na ludzi nawet tych, co uznają się za niepodatnych. Zresztą powstały całe dziedziny zajmujące się manipulowaniem ludźmi, jak psychologia w biznesie czy psychologia reklamy. Czemu to wszystko służy?

Nakręcaniu ludzi do kupna produktów. Z punktu widzenia gospodarki jest to bardzo pożyteczne. Mianowicie ludzie pod wpływem reklamy kupują więcej, więc firmy produkują więcej, więc płacą większe podatki, żeby produkować więcej, zatrudnia się więcej ludzi, od każdej pensji odliczany jest podatek do skarbu państwa. Firmy się bogacą, od zysku jest również podatek, więc super, więc nikt nie będzie zwalczał reklam, mimo że jest ich zdecydowanie za dużo.

Jednak kolejny problem przedkładania zysków nad moralność i dobro ludzi to za sobą niesie. Ponieważ nie jest wcale uczciwe wciskanie ludziom, że warto wydawać pieniądze nawet na rzeczy niepotrzebne. Obywatel jak zauważy, że buty się rozwaliły, to będzie chciał kupić nowe. Nie powinien kupować nowych, mając już buty, tylko dlatego, że reklama do tego zachęca. Reklamy tworzą snobizm i dysproporcje, podczas gdy jedna rodzina żyje za 1 tysiąc na miesiąc, to jedna osoba kupuje torebkę za 4 tysiące, tylko dlatego, że reklama ją do tego przekonała, dlatego, że jest na niej napisane Prada i mimo że ta torebka w Chinach została wyprodukowana za 1,5 $ to skutecznie da się wcisnąć ludziom, że jest warta 4 tysiące dolarów. Nikt, ani prezydent, ani premier, ani nikt inny nie zwróci się do ludzi z apelem, że to niemoralne tak marnować pieniądze, podczas gdy jest tylu ludzi potrzebujących. Czynienie dobra jest negatywne dla współczesnej gospodarki.

Kolejny poważny problem to wciąż rozrastające się korporacje, rozrośnięte do zasięgu światowego. Wszędzie znajdzie się Mc Donald czy Coca Cola, czerpiące ogromne korzyści na wciskaniu ludziom niezdrowych produktów i uzależnianiu ich od tych produktów. Doprowadziły również za pomocą reklamy do tego, że bardziej na świecie są adorowane Big Mac, chemiczne napoje niż np. pomidor czy sok porzeczkowy. Mimo, że big mac czy coca cola, red bull przyczyniają się do ogromnej ilości zgonów, bardzo groźnych chorób, to sok porzeczkowy ma działanie odwrotne, zapobiega tym chorobom i wydłuża życie.

Kolejną ważną kwestią jest niewidzialna władza. Coraz mniej należy do decyzji rządu, coraz więcej do ludzi posiadających wielki kapitał. Wykupując udziały firm, sprawiają, że nie może być podejmowana żadna decyzja bez ich zgody. Z wielkimi łapówkami potrafią sprawić, że prawo i przepisy będą się zmieniać na ich korzyść. Najbardziej znanym w Polsce przykładem, na szczęście udaremnionym, była afera Rywina. Próba zmiany ustawy za bardzo duże pieniądze miała sprawić, że znikną słowa: lub czasopisma, co zmieniłoby sens merytoryczny owej ustawy.

Kryzysy światowe: Największą niesprawiedliwością która dotknęła świat w ostatnich latach, jest kryzys gospodarczy. Zaczęło się od upadku kilku banków amerykańskich, od bardzo nieostrożnej polityki i chęci wielkiego wyzysku na obywatelach, zapewniając ich, że każdy może mieć swój dom. Czy jest to normalne i sprawiedliwe, że tak wszystko jest ze sobą powiązane, że przez działalność amerykańskich instytucji cały świat nabawił się problemów. Nie mówiąc już o tym, że wiele wskazuje na to, że zostało to umyślnie wykonane. Podczas gdy miliony ludzi straciły, to kilku ludzi na tym miliony zarobiło.. Najśmieszniejszy jest fakt, że USA to wciąż wielki przyjaciel świata, mimo że wszyscy wiedzą, ile ich kraj spowodował już nieszczęść i wojen, to politycy się do tego uśmiechają. Żaden nie skrytykuje odważnie polityki amerykańskiej, żaden nie zaapeluje, że to wszystko przez Stany Zjednoczone, że to oni powinni naprawiać problemy. Jeśli teraz na skutek ich polityki Grecja, Włochy czy Hiszpania ma takie problemy, to USA powinno im pomóc i nie oprocentowaną pożyczką, tylko darowizną. Na przypomnienie, największy kryzys miał miejsce od roku 1929, zapoczątkowany czarnym czwartkiem na Wall Street, oczywiście prze Amerykę doszło do kryzysu na całym świecie i umożliwiło to dojście do władzy Hitlerowi, który w walce z kryzysem okazał się najskuteczniejszy. Wielki program zbrojeń w Niemczech szybko zniwelował kryzys. Tak skuteczna polityka sprawiła, że Adolf stał się bardzo adorowany i uwielbiany, jako człowiek czyniący cuda w gospodarce. Władza jego bardzo się wzmocniła a jego system zbrojeń pozwolił na wybuch drugiej wojny światowej i śmierć milionów ludzi na całym świecie.

Ostatni najważniejszy fakt to zadłużenie. Wszyscy są zadłużeni, dług przybrał już absurdalne formy. Nie ma krajów nie zadłużonych. Wszyscy pożyczają, wszyscy pożyczają na procent. Długi rosną, zarówno publiczne jak i pożyczki od banku światowego. Widząc rozmiar tych długów i wiedząc, że absurdem jest, aby dług świata był większy od majątku świata, wiemy wszyscy, że jak nie zostanie to po prostu anulowane, to zawsze będzie się to kręciło w tej sposób, że państwa będą ciągle spłacały należności bez szans na spłacenie wszystkiego, bez możliwości uwolnienia się od problemu.


NIEPRAWDA

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Szybkim krokiem do marazmu

Szybkim krokiem do marazmu


Autor: Fabian Savana


Koalicja rządząca uwaza, że nasz kraj jest zieloną wyspą w Europie. Ale to tylko megalomania. W rzeczywistości, polską gospodarkę czeka ponura i mało optymistyczna rzeczywistość.


Amerykańska agencja ekonomiczna Bloomberg uważa, że Grecja zbankrutuje w ciągu najbliższych 3-4 lat. Czy podobny los, może czekać również Polskę? To niewykluczone!

Dotychczas, udawało się nam przejść względnie suchą stopą, przez światowy kryzys gospodarczy. Jednak wielu z nas, stale zadaje sobie pytanie, jakim cudem? Cudu oczywiście nie było, a zawdzięczamy to... splotowi 3 zdarzeń z przeszłości.

Zdarzenie nr 1. W latach 2005-2007 naszym krajem, rządziła koalicja na czele z Prawem i Sprawiedliwością. A ówczesna minister finansów - Zyta Gilowska, przeprowadziła obniżkę składek rentowych dla pracodawców. To posunięcie, spowodowało dalekosiężne (bardzo pozytywne) skutki dla polskiej gospodarki. Po prostu – ni stąd ni zowąd, w portfelach rodaków znalazło się... ponad 50 miliardów złotych (rocznie!) więcej. Innymi słowy – przeciętna, czteroosobowa rodzina, dysponowała budżetem większym o ponad 5 tysięcy w skali roku. Na tak znaczne zwiększenie się się popytu wewnętrznego – natychmiast zareagowała nasza gospodarka. Polski przedsiębiorca więcej produkował a polski konsument, oczywiście więcej kupował.

Zdarzenie nr 2. W grudniu 2005 roku, Unia Europejska zdecydowała, że Polska otrzyma w latach 2007-2013 ponad 65 miliardów euro - w ramach funduszy strukturalnych i Funduszu Spójności. I ta rzeka pieniędzy, zalała polskie województwa, powiaty i gminy. I to głównie dzięki tym ogromnym środkom finansowym (których dotychczas Polska nie miała) - nasz kraj rozwijał się dynamicznie. Ponad połowę środków (52%) przeznaczono na inwestycje w infrastrukturę i rozwój przedsiębiorstw. Były to środki z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Jedną trzecią pieniędzy (33%) pochłonęły inwestycje infrastrukturalne, tj. głównie drogi, kolej oraz inwestycje służące ochronie środowiska. Środki na te zadania, pochodziły z Funduszu Spójności. Natomiast 15% środków, przeznaczono na inwestycje w zasoby ludzkie. Te przedsięwzięcia, były finansowane przez Europejski Fundusz Społeczny.

Ale ta rzeka pieniędzy, powoli wysycha. A na kolejne pieniądze z Unii (w latach 2014 – 2020) będziemy musieli trochę poczekać. Poza tym, z powodu kryzysu finansowego, dziś nikt nie jest w stanie powiedzieć – ile tak naprawdę pieniędzy dostanie Polska. Nie wiadomo też, czy struktura wydatków zostanie utrzymana. Innymi słowy – czyli Unia zgodzi się, by Polska wydawała pieniądze głównie na infrastrukturę (nowe drogi, nowe szlaki kolejowe, nowe oczyszczalnie ścieków, nowe wysypiska śmieci i spalarnie odpadów komunalnych, nowe ekologiczne ciepłownie, nowe sieci wodociągowe i kanalizacyjne itd.). Obawy są uzasadnione, bowiem stale słychać z Brukseli głosy - aby ograniczyć wydawanie pieniędzy na infrastrukturę. A główny strumień pieniędzy przeznaczyć, na innowacyjną gospodarkę. Na innowacyjne przedsiębiorstwa które przyczynią się do ograniczenia bezrobocia i wzrostu PKB poszczególnych krajów. Włodarzom Unii chodzi o to, aby - europejska gospodarka, wreszcie przestała dreptać w miejscu. Chodzi o to, aby rozwijała się dynamicznie oraz stała się konkurencyjna, w skali globalnej.

Zdarzenie nr 3. Gospodarka naszego sąsiada, tj. Niemiec całkiem nieźle sobie radziła. Pojawiły się nawet, pewne symptomy ożywienia gospodarczego. A to, miało bezpośrednie przełożenie, na dobrą kondycję wielu polskich eksporterów. Polscy eksporterzy są bowiem bardzo silnie uzależnieni od rynku niemieckiego (to przeszło 60% całego polskiego eksportu).

To głównie te trzy pozytywne zdarzenia, pozwoliły nam wyjść obronną ręką - w walce z światowym i europejskim kryzysem gospodarczym.

To jednak koniec dobrych wieści. Pierwsze symptomy nadciągającej nawałnicy, już możemy zaobserwować. Wszyscy widzimy, że ceny produktów spożywczych i benzyny, systematycznie pną się w górę. Warto przypomnieć, że w minionym 2011 roku, żywność poszła w górę o 7%. A ceny mediów domowych (energia elektryczna, gaz ziemny) – wzrosły o ponad 10%! Rok 2012, to dalsze podwyżki - m.in. cen oleju napędowego, energii elektrycznej oraz wyrobów tytoniowych. Wielu analityków uważa, że cena benzyny bezołowiowej o liczbie oktanowej 95 – przekroczy w roku 2012... 6 złotych za litr! Co z tego wynika? Ano życie w kraju, gdzie wszystko będzie bardzo drogie. Według prognozy NBP, polski PKB za rok 2012 osiągnie poziom około 3%. Ale cóż z tego – skoro prognozowana inflacja, w roku 2012 wyniesie aż 4%!! Poziom bezrobocia, utrzyma się na poziomie 12%-13%. A dług publiczny, już dawno przekroczył 800 miliardów złotych i nadal powiększa się... Widać więc wyraźnie, że żonglowanie przez rządzących zieloną wyspą (czytaj - wskaźnikiem PKB) – to tylko ćwierćprawda. To tylko zasłona dymna, którą koalicja próbuje zasłonić - całą prawdę o stanie polskiej gospodarki. Jednak od samego mieszania herbaty łyżeczką, herbata nie staje się słodsza. Trzeba jeszcze, wsypać do niej cukier. Jaka zatem, jest kondycja polskiej gospodarki?

Można śmiało postawić tezę, że bardzo słaba. Dlaczego? To proste.

Jeśli jest tak dobrze (teza koalicji) to dlaczego, jest tak źle?! Dlaczego polska gospodarka od ponad 20 lat – nie jest w stanie wygenerować, wystarczającej ilości miejsc pracy? Przecież mamy w kraju około 5 milionów bezrobotnych – 2 miliony są zarejestrowane w Powiatowych Urzędach Pracy. Ale aż 3 miliony... w ogóle się nie zarejestrowało. Dlaczego? Bo podpisywanie (co 3 miesiące) listy gotowości do podjęcia pracy, to żart a pracy i tak brakuje. Dlaczego, zamiast prywatyzować państwowe przedsiębiorstwa (nie mające statusu – kluczowe dla gospodarki) na zasadach wolnorynkowych - sprzedaje się je, innym przedsiębiorstwom państwowym? I to próbuje się nazywać... prywatyzacją.

Dlaczego prywatyzuje się kluczowe przedsiębiorstwa państwowe, które nigdy nie miały być sprywatyzowane? I miały one, na zawsze pozostać w państwowych rękach. A później mówi się, że NIC nie można zrobić. Powtarza się tezę, że państwo nie ma możliwości prowadzenia efektywnej polityki gospodarczej. Pewnie że nie ma, skoro przedsiębiorstwa państwowe o znaczeniu kluczowym dla polskiej gospodarki, zostały sprzedane. I tym samym, państwo same sobie podcięło gałąź, na której siedziało! Ba... Wobec funkcjonujących przedsiębiorstw państwowych, prowadzi się agresywną politykę dywidendową. A to zmusza państwowe firmy, do zaciągania pożyczek na wypłaty dywidend! Zabiera się pieniądze, które miały być wykorzystane za 20-30 lat (chodzi o Fundusz Rezerwy Demograficznej) i przeznacza je, na bieżące wypłaty rent i emerytur.

Podjęto decyzję o obniżeniu z 7,3% do 2,3% części składki przekazywanej przez ubezpieczonych w II filarze do otwartych funduszy emerytalnych i tym samym, zwiększeniu części składki przekazywanej do ZUS. Dziś już wiemy, że ta kreatywna księgowość, nie uratowała budżetu ZUS-u. Składki przekazywane przez pracujących – wystarczają zaledwie na wypłatę 54% rent i emerytur. A to oznacza, że emerytura z II filaru (który jest przecież systemem kapitałowym), będzie bardzo niska. Więcej! Decyzja ta, stawia pod znakiem zapytania - sens funkcjonowania II filaru w ogóle.

Polskie przedsiębiorstwa, od wielu miesięcy przygniata do ziemi - wysoka cena gazu ziemnego. To efekt niekorzystnej umowy gazowej z Rosją. W Polsce, konsumujemy około 14 mld m³ gazu rocznie. Ale aż 10 mld m³ gazu, pochodzi właśnie z Rosji. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest fakt, że musimy godzić się na najwyższe ceny gazu na rynku europejskim. I to w sytuacji, ich wyraźnego spadku na rynkach światowych. Dla polskiego przemysłu chemicznego czy rafineryjnego, to prawdziwy dramat. Bowiem to gaz, jest dla nich głównym składnikiem kosztów. A wyższa cena gazu, to wyższa cena produktów finalnych. A wyższa cena produktów finalnych, to mniejszy portfel zamówień i oczywiście, mniejsza sprzedaż. Mówiąc krótko – mniejszy zysk. Wysoka cena gazu, przyprawia o ból głowy, również polskich eksporterów. Wielu z nich, po prostu nie wytrzymuje konkurencji. Co zatem robią polscy eksporterzy? Zwalniają większą część załogi oraz drastycznie ograniczają swoją produkcję. A wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej. Prawdziwa bomba wybuchnie, w czerwcu 2012 roku. To właśnie wówczas, ma być gotowa unijna dyrektywa dotycząca pakietu energetyczno-klimatycznego. Zakłada ona, zmniejszenie emisji CO² o 90% do roku 2050. Wprowadzenie jej w życie, będzie dla polskiej gospodarki zabójcze! Dlaczego? Bo polska energia elektryczna w 90%, pochodzi ze spalania węgla brunatnego i kamiennego.

Konieczność płacenia kar, za nadmierną emisję CO² przez polskie elektrownie sprawi, że znacznie wzrośnie cena energii elektrycznej. Pobieżne wyliczenia pokazują czarno na białym, że będziemy zmuszeni płacić wyższe rachunki za energię elektryczną, o 30%-40%. Natomiast całą polską gospodarkę, pakiet energetyczno-klimatyczny - będzie kosztować (w zależności od wyliczeń) od 40 do 80 miliardów złotych. I oczywiście, ten koszt - przełoży się w sposób bezpośredni, na wyższe ceny wszystkich produktów, kupowanych przez nas w sklepach. A główny filar na którym opiera się konkurencyjność polskiej gospodarki – to znaczy niski koszt produkcji, zawali się. Wiele firm tego nie wytrzyma. Wysokie ceny towarów i usług sprawią, że słupki sprzedaży poszybują w dół. A mała sprzedaż, to dla firmy niewielki zysk lub też, po prostu strata. W związku z tym, pracodawcy zmuszeni zostaną do zwolnień pracowników. Efekt? Bezpośredni, to oczywiście duży wzrost bezrobocia. A pośredni, to znaczny wzrost szarej strefy.

Można powiedzieć, że rok 2012 i rok 2013 - to będzie kolejny, brutalny test zarówno dla kondycji finansowej statystycznej firmy jak i dla sprawności zarządzania firmą w ogóle. I ten test, z całą pewnością nie wszyscy zdadzą.

Niestety, wszystkie zaniechania, zaniedbania i brak reform gospodarczych – wypływają na wierzch jak oliwa. I tutaj, można zadać pytanie – kto będzie ponosił główny koszt walki i wychodzenia z drugiej fazy kryzysu gospodarczego? Oczywiście, że NIE polska elita polityczna. Oczywiście, że nie polski minister, polski poseł czy polski senator. Oczywiście, że nie ci - którzy zarabiają po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Dla nich, to małe piwo w dużym kuflu!

Cały ciężar walki z kryzysem – jak zwykle, zostanie przerzucony na plecy przeciętnego polskiego obywatela. To on zapłaci za wszystko. To on – będzie się bił z myślami. Czy zapłacić rachunek za czynsz, czy za energię elektryczną czy może za gaz. Bo na wszystko, pieniędzy nie starczy. To on - będzie płacił wysoki rachunek, za nieudolność kolejnych ekip rządzących. I po raz kolejny, na ostrzu noża pojawi się słynne pytanie – panie premierze, jak żyć?






* FABIAN SAVANA - copywriter, recenzent oraz publicysta internetowy. W swoich tekstach, najczęściej porusza problemy związane z życiem codziennym, telekomunikacją, gospodarką, internetem oraz ekonomią. Specjalizuje się w pisaniu recenzji na temat funkcjonalności polskich i anglojęzycznych stron internetowych. Kontakt z autorem >> e-mail : heyoan12@gazeta.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jaka lokalizacja dla biura rachunkowego?

Jaka lokalizacja dla biura rachunkowego?


Autor: Michał Pieróg


Biuro rachunkowe, jak każda firma, ma swoją specyfikę branżową. Od biura rachunkowego oczekuje się określonych usług (każde dobre biuro rachunkowe powinno oferować usługi z zakresu kadry i płace albo prowadzić księgi rachunkowe) – to oczywiste.


biuro rachunkowe poznańBiuro rachunkowe powinno też budzić zaufanie swoich klientów, którzy korzystają z jego usług, poprzez odpowiedni wystrój wnętrza. Zaufanie klientów do biura rachunkowego budują na przykład zawieszone na ścianach dyplomy i certyfikaty zaświadczające o zdobytych umiejętnościach, przebytych szkoleniach albo pokazujące, ze dane biuro rachunkowe albo pracujący w nim księgowy należy do jakiejś godnej zaufania organizacji albo zrzeszenia.

Biuro rachunkowe powinno mieć też odpowiednią lokalizację, by przyciągać klientów. Z jednej strony wynajęcie powierzchni biurowej w centrum miasta może przyciągnąć przypadkowych klientów, którym po prostu rzucił się w oczy widoczny szyld informujący, ze jest tu biuro rachunkowe, z drugiej strony siedziba w centrum miasta oznacza problemy z miejscami parkingowymi. Nie chodzi tu tylko o to, że w mieście zazwyczaj płaci się za postój (w końcu w biurze rachunkowym rzadko spędza się pół dnia, więc koszty postoju nie będą bardzo wysokie, ale o to, że trudno znaleźć miejsce na zaparkowanie. Dodatkowo czujna straż miejska krąży po centrum miasta i sprawdza czy auta parkują zgodnie z przepisami. Ich interpretacja wypada czasem bardzo na niekorzyść kierowców i może się zdarzyć, że ktoś, kto opuszcza biuro rachunkowe w dobrym nastroju (znalazł tam na przykład sposób jak zaoszczędzić przy rozliczeniach podatkowych), ma go zepsuty przez widok blokady na kole samochodu. Takiego problemu nie ma, gdy biuro rachunkowe ma siedzibę na obrzeżach miasta, gdzie łatwiej o miejsce parkingowe. Problemem za to może być dojazd do niego.


Impala

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Najlepsze piwa pod naszym niebem

Najlepsze piwa pod naszym niebem


Autor: Jan Marc


Piwo jest napojem powszechnie znanym i lubianym, ale jeszcze mało osób stara się spożywać ten trunek wedle określonych reguł. Dobrym punktem startu jest poznanie najlepszych polskich piw i rozpoczęcie nowego piwnego sezonu lub hobby od degustacji tych z górnej półki.


Dlaczego polskie piwa?

Polskie piwa posiadają cechy, których nie mają inne trunki. Kupując rodzime "browarki" wspieramy naszą gospodarkę, regionalne browary (które produkują lepsze jakościowo i ciekawsze piwa) oraz oszczędzamy zdrowie (piwa koncernowe opierają się na przyspieszonych, czyli mocno sztucznych technologiach warzenia piwa). Jak wiadomo polskich piw na rynku jest 5%, czyli co 20 pochłaniany browarek pochodzi od rodzimej firmy. Degustacja rodzimych, regionalnych piw to nowa konsumencka moda, podobnie jak żywność ekologiczna, bojkot wyrobów chińskich czy kupowanie najtańszych produktów w hipermarketach. Nie ma to nic wspólnego z szowinizmem, ponieważ nie obniża wartości zagranicznych trunków (a niektóre z nich są nader wyborne), ale promuje swoje.

Kupowanie polskich piw jest o tyle ciekawe, że nasze piwowarstwo jest na początkowym etapie rozwoju, co oznacza, że łatwiej uzbierać np. kolekcję kapsli lub etykietek piw od krajowych producentów. Korzystajmy zatem z okazji.

Co kupować?

Jednym z rozwiązań jest znalezienie kompletnego zestawienia najlepszych polskich piw, które pochodzi z kilku konkursów. Dzięki takim informacjom można szybko i trafnie sporządzić listę niezbędnych zakupów. Najlepsze polskie piwa to trunki, które zebrały laury nie bez przyczyny. Są to wyszukane alkohole, o długim czasie przyrządzania a często i tradycyjnych recepturach, co jest gwarancją jakości i dobrego samopoczucia długo po spożyciu.

Jak się do tego zabrać?

Na początek polecałbym przejrzenie listy i sięgnięcie po alkohol tego rodzaju, który najbardziej nam odpowiada. Jeśli lubimy piwo jasne, to bierzemy pierwsze dwie marki z listy najlepszych polskich piw i idziemy z tym do sklepu. Po degustacji warto zostawić w sieci jakiekolwiek komentarze, np.na forach internetowych lub na blogach recenzentów piwnych. Kolejny krok to reklama szeptana, czyli rozmowy wśród znajomych na temat picia piwa. Wiadomo marketing szeptany to rzecz bardzo rozwojowa.

Kupowanie kolejnych piw należy traktować rozsądnie, gdyż w spożyciu alkoholu umiar to podstawa. Najlepiej zacząć, jak sugerowałem wcześniej od piw związanych z jednym tematem np.piwa miodowe lub portery bałtyckie. Potem można się przerzucić na inne rodzaje. Konsumowanie i porównywanie różnych piw oraz kolekcjonowanie gadżetów związanych z polskimi piwami może być interesującym sposobem na spędzanie wolnego czasu.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Gospodarka Chin – kolos na terakotowych nogach

Gospodarka Chin – kolos na terakotowych nogach


Autor: Antoni Perełka


Gospodarka Chin plasuje się aktualnie na drugim (po Stanach Zjednoczonych) miejscu w rankingu podliczającym nominalny PKB, a Chiny – uznawane są powszechnie za inwestycyjny raj.


Biorąc pod uwagę, że państwo o populacji sięgającej blisko 1.3 miliarda ludzi to piewca bardzo elastycznej polityki ochrony środowiska, niezmiennie niskich podatków i równie niskich kosztów pracy – nic w tym dziwnego. Z drugiej strony – obserwatorzy rynku wskazują, że Chiny są pod ciągłym obstrzałem – bynajmniej, nie tylko politycznym. Bo Państwo Środka to kolos na historycznych, terakotowych nogach, który z premedytacją prowadzony jest po najmniejszej linii oporu, powtarzając tym samym kolonizatorskie błędy z przeszłości. Państwo Środka żyje z eksportu dóbr na zachód. Z eksportu, po najniższej stawce juana, finansując tym samym europejski i amerykański deficyt. Import z Chin jest więc dla mocarstw zachodnich układem opłacalnym, a dla głównych zainteresowanych – sposobem na tymczasowe łatanie budżetowych dziur.

Chiny za czasu istnienia cesarstwa, to początkowo ekspansja terytorialna i rozwój gospodarczy, a potem – okres kolonizacyjny, kiedy to europejscy (a za nimi – amerykańscy) kupcy - podbijali stopniowo porty Państwa Środka i bez zahamowań korzystali z chińskiej wiedzy, doświadczeń, wynalazków. Prowadzone na szeroką skalę i bardzo niekorzystne dla Chin stosunki handlowe - przyczyniły się w konsekwencji do upadku jednej z najstarszych kultur świata. Wyzyskiwanie potencjału Chin przez zachodnie imperia owocowało wieloma nieudanymi powstaniami, aż wreszcie – upadkiem wielowiekowej dynastii. Kiedy władzę przejęła Komunistyczna Partia Chin - Mao Zedong proklamował powstanie Chińskiej Republiki Ludowej: zamkniętego państwa, blokującego zarówno eksport jak i import z Chin, nie mówiąc już o rządowej negacji nawiązywania jakichkolwiek kontaktów z krajami o politycznym zapleczu innym niż to „właściwe”. Jednocześnie, przewodniczący Mao zamierzał wprowadzić w życie szereg reform – od gospodarczych, po kulturowe – które ostatecznie jeszcze bardziej uwsteczniły kraj. Pod koniec swojego życia Zedong spokorniał i zapoczątkował etap przemiany Chin z kraju zamkniętego, wyizolowanego i (teoretycznie tylko) samowystarczalnego - na państwo przyjazne zagranicznym inwestorom. Po śmierci przewodniczącego i po objęciu władzy przez rząd Deng Xiaopinga – reformy przyspieszyły i swoją efektywnością zadziwiły nawet najbardziej optymistycznych obserwatorów rynku. A wszystko – dzięki taniej, masowej produkcji.

Okazuje się oto, że współczesna gospodarka Chin to przede wszystkim – statystyczny wzrost. Wzrost sam w sobie, bo nie mający pokrycia w marżach i zyskach. Żeby utrzymać tendencję zwyżkową i uspokoić nastroje społeczne – chiński rząd buduje miasta – widma (prawdziwe perełki współczesnej architektury, w których jednak nikt nie mieszka), sztucznie zaniża kurs juana (po to, by podtrzymywać światową modę na import z Chin) i prowadzi politykę taniego, ogólnodostępnego kredytu. W ten sposób – tworzy się chińska pajęczyna, asekurująca kolosa przemysłu i rozwoju gospodarczego. Sęk w tym, że ten kolos stoi najprawdopodobniej na historycznie terakotowych, niepewnych, ciągle eksportowanych przez współczesnych kolonizatorów nogach.

Analitycy przewidują, że już za 10 lat – gospodarka Chin uplasuje na pierwszym miejscu rankingów, a chiński PKB będzie stanowił 20% ogólnoświatowego obrotu. Import z Chin będzie (oczywiście) wzrastał, kurs juana zostanie kolejny raz sztucznie zaniżony, a statystyki rozwoju przemysłu – dosięgną maksymalnego poziomu. A wtedy – Chiny umrą z głodu. Z drugiej strony – jeśli chiński rząd na czas zliberalizuje gospodarkę i poluzuje sztywny kurs waluty – juan może faktycznie stać się światową dewizą rezerwową, wyprzedzając nawet amerykańskiego dolara. Tyle tylko, że jeśli tak się stanie – import z Chin przestanie być opłacalny, a gospodarka Chin nie będzie już tak atrakcyjna dla zachodu.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czym jest filozofia Six Sigma?

Czym jest filozofia Six Sigma?


Autor: Piotr Henke


Six Sigma to metoda zarządzania jakością, której zadaniem jest osiągnięcie doskonałości procesów biznesowych lub produktów finalnych, czyli osiągnięcie doskonałości w obszarach kluczowych dla firmy, których konsekwencją jest jej pozycja rynkowa, ocena otoczenia, minimalizacja kosztów, maksymalizacja produktywności.


Wspomniana doskonałość procesów ubrana w mierniki statystyczne to jakość na poziomie właśnie "sześć sigma". Co to dokładnie oznacza - o tym za chwilę. Metoda została wymyślona w koncernie Motorola i jest obecnie wykorzystywana w wielu branżach w światowych koncernach takich jak GE, Honeywell czy Microsoft.

No dobrze, można powiedzieć, że nie ma w tym niczego nowatorskiego - każdej firmie na tym zależy - zakład produkcyjny dąży do tego by wytwarzać produkty możliwie najlepszej jakości, każda firma usługowa chce najlepiej zaspokoić potrzeby Klienta. Wiele firm mówi o swej Klientocentryczności, ale która z nich rzeczywiście bada potrzeby Klienta, skupia się przede wszystkim na ich zaspokajaniu? Filozofia Six Sigma to między innymi rzeczywiste skoncentrowanie się na Kliencie, na jego potrzebach, oczekiwaniach. "Rzeczywiste" oznacza poznanie potrzeb Klienta, danie Mu możliwości wypowiedzenia się, wysłuchanie jego zdania, nazwanie tych potrzeb. "Rzeczywiste" oznacza również realizowanie tych właśnie potrzeb, spełnianie tych właśnie oczekiwań.
Słyszałem taką anegdotę ilustrującą postrzeganie potrzeb Klienta, niestety nie przytoczę źródła, bo zwyczajnie nie pamiętam. W pewnym hotelu organizującym szkolenia czy też warsztaty dla firm zapytano co jest ważne dla Klienta by był zadowolony. Pracownicy hotelu odpowiedzieli - to oczywiste - w czasie przerw kawowych kawa musi być gorąca, ładnie podana, ciasteczka na stole, itd. Jednak gdy zapytano o to samo Klientów, czyli uczestników takich szkoleń/warsztatów okazało się, że dla nich ważne jest to, by nie trzeba było stać w kolejce do termosa z kawą, tłoczyć się w czasie krótkiej przerwy kawowej i rozmawiać na stojąco z kawą w jednej ręce i ciasteczkiem w drugiej. Ta anegdotka pokazuje, że o potrzeby Klienta trzeba pytać samego Klienta, ponieważ nasze wyobrażenie o Jego potrzebach może być mylne.
Filozofia Six Sigma oznacza również zmiany organizacyjne wewnątrz organizacji zapewniające realne wspieranie realizowania potrzeb Klienta w szczególności poprzez skupienie elementarnych działań wykonywanych w różnych miejscach organizacji wokół procesów kluczowych z punktu widzenia właśnie Klienta. Bardzo często ten właśnie element budzi wiele kontrowersji wewnątrz organizacji, oznacza bowiem przemodelowanie dotychczasowych struktur funkcjonalnych, będących takimi "państwami w państwie", mających swoje indywidualne cele, polityki - na struktury procesowe. Odpowiednie przemodelowanie struktury wg mnie jest bardzo ważnym czynnikiem sukcesu, ale można tu popełnić wiele fundamentalnych błędów, wylewając przysłowiowe dziecko z kąpielą. Znam poważną organizację w Polsce, która wdrażając - nazwijmy to roboczo "podejście sixsigmowe" - pod wpływem konsultanta zewnętrznego zmieniła swą strukturę w duchu sixsigmowym, ale w oderwaniu od wewnętrznych doświadczeń tej organizacji i zdrowego rozsądku, w sposób zupełnie sztuczny. Obserwuję ją sobie z boku i widzę, że jak na razie organizacja ta wręcz cofa się w rozwoju.

Znamy już potrzeby Klienta, ale co dalej? Teraz musimy sobie odpowiedzieć na pytanie jak daleko jesteśmy od ich zaspokajania. Jak to zrobić? Mierząc obecną jakość procesów, produktów i porównując wyniki do oczekiwanych, wyznaczonych we wcześniejszym etapie. Dr Mikel J. Harry, jeden z twórców Six Sigma, powiedział kiedyś:

"Jeśli nie mierzysz, to nie wiesz.
Jeśli nie wiesz, to nie działasz, bo nie ma podstawy działania.
Jeśli nie działasz to narażasz się na straty.
A jeśli wiesz i nie działasz to jest to sabotaż"

Wiedząc, które procesy są kluczowe z punktu widzenia Klienta, wiedząc jak obecnie funkcjonujące procesy mają się do tych oczekiwań, należy zabrać się za ich poprawę. Które wybrać? Te, które przyniosą najlepsze rezultaty, opierając się na twardych danych, miarach, miernikach, wskaźnikach. U podstaw Six Sigma leży ciągłe doskonalenie procesów, zbliżające procesy do oczekiwanego poziomu six sigma. Doskonalenie to w filozofii Six Sigma odbywa się w jednej z kilku metod opisanych i porównanych między sobą w kolejnym artykule niniejszego portalu:

1. DMAIC (Define, Measure, Analyze, Improve, Control)
2. DMADV (Define, Measure, Analyze, Develop, Verify)
3. DFSS (Design for Six Sigma)

Siłą napędową dla takich zmian, dla ciągłego doskonalenia są eksperci Six Sigma, posiadający w zależności od stopnia zaawansowania certyfikat Master Black Belt, Black Belt, Green Belt, Yellow Belt. Six Sigma to również metodyka dochodzenia do rozwiązań - "wiemy czego chcą Klienci, ale pozornie nie da się zaspokoić tych oczekiwań", metodyka wybierania właściwych projektów.

Podsumowując ten krótki wstęp - filozofia Six Sigma to:

Rzeczywista koncentracja na kliencie i Jego potrzebach
Poszukiwanie kluczowych procesów
Ciągłe usprawnianie procesów i zbliżanie do doskonałości, perfekcji, minimalizowanie wad, błędów
Mierniki jakości procesów
Zmiany w kulturze pracy, organizacji
Zaangażowanie ludzi, szkolenia six sigma, świadomość
Powiązanie z rzeczywistymi celami biznesu
Świadomość kosztów złej jakości


Piotr Henke

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Spokojnie, to tylko kryzys.

Spokojnie, to tylko kryzys.


Autor: Radosław Małecki


Ten tekst nie jest nowy, bo napisany w czasie kryzysu. Jednak jakoś dopiero teraz spodobał mi się na tyle, by go opublikować, a zatem przyszedł teraz jego czas... :-)


No to mamy kryzys. I co w tym takiego. Tak ten świat jest jakoś ułożony, że kryzysy nadchodzą po okresach prosperity, a po nich znowu wraca dobrobyt.

- I co w tym takiego?! – zapyta niejeden inwestor giełdowy, klient funduszy inwestycyjnych, czy też przedsiębiorca, który „pośliznął się” na opcjach walutowych.

Otóż właśnie – nic!

Bo przecież ludzie inwestujący w tego typu rzeczy podejmują z założenia wysokie ryzyko. To jest poniekąd wpisane w tego typu działalność. Nagrodą zaś za to ponadprzeciętne ryzyko bywają ponadprzeciętne zyski. Ale uwaga: nie zawsze „są”, a raczej „bywają”. I tym razem dla wielu nie były...

Ale spokojnie, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, wszystko wróci do normy w ciągu kilku lat.

Opcje. Tu to czasem nóż się w kieszeni otwiera. Firmy, które sobie radziły nieźle prowadząc swój biznes, nagle postanawiają zostać spekulantami walutowymi. Owszem, dla wielu zabezpieczenie kursów jest sprawą ważną. Ale one z reguły nie korzystają z lewarowania, lub korzystają w niewielkim stopniu. Natomiast te firmy, które lewarowały się wysoko, np. 1:50 i wyżej, to cóż.... Zasłużyły na swój los i nie godzę się tu na niczyją pomoc dla nich. Była to zwykła spekulacja i koniec. Można było zarobić krocie, krocie można było stracić i tak też się w większości przypadków stało. Tak to już jest z tymi kryzysami, że wszelkie rozważania na temat trendów zwykle się wówczas nie sprawdzają. Wskaźniki nic nie wskazują, a eksperci zwykle się mylą.

Szkoda najbardziej tych zwykłych ludzi, którzy mogą stracić pracę. Niewielkim to dla nich będzie pocieszeniem, że przecież kryzys kiedyś się skończy. Kredyty trzeba przecież płacić na bieżąco. Trzeba płacić za wodę, trzeba jeść, dziecko musi iść do szkoły. I to jest ten jeden, jedyny wymiar światowych kryzysów, który mnie osobiście przejmuje. A dzieje się tak dlatego, że po przysłowiowej „dupie” dostają zawsze ci, którzy najmniej w tym wszystkim zawinili. Natomiast winni lądują bezpiecznie na swoich „złotych spadochronach”. (lepiej czasem być winnym...)

Dodatkowo śmieszą mnie, tłumaczenia ludzi ze szczytów władz i bankowości inwestycyjnej, że nie mieli pojęcia o nadchodzącym nieszczęściu... Litości! Przecież to są światowej klasy specjaliści! Najlepsi z najlepszych! Oni od wielu lat wiedzieli, że to się musi zawalić. Widzieli liczby, sami tworzyli instrumenty finansowe, których działania do końca nie pojmowali... A że się tłumaczą, to rozumiem... Pewnie sam bym tak mówił, gdyby czekała na mnie wielomilionowa odprawa.

Słów kilka o socjalizmie, który nie sprawdził się po raz kolejny. I tym razem (w końcu) w najbardziej socjalistycznym państwie świata – USA.

Socjalizm w USA? Oczywiście! I to w bankowości. Jak każdy z nas wie, bank jest instytucją, podobnie jak na przykład sklep spożywczy, której głównym sensem istnienia jest przynoszenie dochodu swojemu właścicielowi. Tyle tylko, że aby prowadzić bank potrzebna jest nieco bardziej złożona i specjalistyczna wiedza. Ten dochód wypracowuje się w sposób z grubsza identyczny, jak we wspomnianym sklepie spożywczym. Otóż obie instytucje muszą sprzedawać swój towar. Towar jest oczywiście w obu przypadkach inny, ale to w sumie nieistotna różnica.

No więc i sklep i bank sprzedają swoje towary i osiągają jakiś tam dochód, wynikający z ilości sprzedanego towaru, marży i poziomu kosztów. Dodatkowo ponoszą ryzyko swojej działalności. Dlatego to zwykle właściciel dobrze prosperującego sklepu spożywczego jeździ lepszym samochodem niż większość jego klientów. Bo właśnie jego wyższe od średniej krajowej dochody są okupione tymże ryzykiem. Ryzykiem, że czegoś nie sprzeda i na tym straci. I tak też jest, albo przynajmniej powinno być z bankami. A w socjalistycznym USA wymyślili inaczej. Powołali osławione Fannie Mae i Fredddie Mac. Instytucje niby prywatne, ale działające pod parasolem rządu USA. I instytucje te zaczęły gwarantować kredyty hipoteczne. Tak więc zdjęto tym samym z banków coś, co uzasadniało ich ponadprzeciętne dochody – ryzyko.

To tak jakby utworzyć „Fundusz Gwarancyjny Detalistów Spożywczych”. Po co właściciel sklepu ma się zastanawiać, czy sprzeda jedną, czy dwie palety jakiegoś piwa? Weźmie dwie. Jak nie sprzeda, to fundusz pokryje straty. I fajnie, tylko, że kiedyś to się sypnie. I właśnie się sypnęło. Tylko, że najbardziej nie zaboli szefów banków, tylko panią ekspedientkę, którą nasz przykładowy właściciel sklepu spożywczego będzie musiał zwolnić, by móc alej spłacać swój kredyt. A dla niej nie ma niestety żadnego funduszu gwarancyjnego... Ot taka zwykła niesprawiedliwość dziejowa. Ale tak to już z dziejami bywa, że są niesprawiedliwe. Nikt tego dotychczas nie zmienił i długo jeszcze nikt tego zmieni, więc i niżej podpisany nie podejmuje się podania recepty na to lekarstwo.

Jednak mam pewną myśl. Otóż wydaje mi się, że świat się nieco po tym zmieni. Wydaje mi się, że USA, nie będzie już takie samo po tym wszystkim. I może dobrze. Bo skoro obecna koncepcja upadła, to chyba trzeba poszukać innej. Ostatecznie ten pomysł na gospodarkę i finanse pochodził z lat 30-50 XX wieku, więc może się lekko zdezaktualizował?

Tak więc z okazji nadchodzących świąt życzę nam wszystkim pomysłów przystających do naszej teraźniejszości.

A co do kryzysu, to wrócę do tego tematu, bo w trakcie pisania stwierdziłem, że mam na ten temat jeszcze kilka przemyśleń.


zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/

Radosław Małecki

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Program "Wisła"

Program "Wisła"


Autor: Sławomir Mysłek


Chciałbym tu przypomnieć pewien dokument z epoki gierkowskiej, która chociaż ostatecznie zapisała się się naszej historii raczej niechlubnie, to jednak, od czasu do czasu, wydawała na świat coś interesującego i całkiem rozsądnego.


Występujące w ostatnich latach z coraz większą częstotliwością, coraz bardziej intensywne i tragiczne w skutkach powodzie, nawiedzające nasz kraj, budzą coraz większe zaniepokojenie, ale i oburzenie w społeczeństwie. Zaniepokojenie, bo obszar zagrożony powodziami i podtopieniami zdaje się być coraz większy, a koszty usuwania strat materialnych z tego tytułu, obciążające nas wszystkich – coraz większe. Oburzenie zaś, bo kolejne ekipy, będące u władzy, nijak sobie z tym problemem poradzić nie mogą, najczęściej kończąc na słownych deklaracjach i obietnicach. Dotyczy to zarówno władz centralnych, jak i lokalnych.

Rzecz jasna, tak krawiec kraje, jak mu materii staje, więc skoro w kasie się nie przelewa, a potrzeb w różnych dziedzinach huk, trudno w pełni zapobiec tym kataklizmom. Nie zwalnia to jednak właściwych organów od zapewnienia przynajmniej minimum ochrony w ramach możliwych do wygospodarowania środków.

Najpierw jednak, jak zawsze, potrzebny jest plan działania. A ponieważ rzeki mają to do siebie, że raczej nie płyną tylko przez jeden obszar administracyjny, plany te powinny powstawać na odpowiednio wysokim szczeblu administracji i samorządu. A jeśli mowa o rzekach największych, to plan powinien powstać na szczeblu centralnym, rzecz jasna we współpracy z zainteresowanymi władzami niższego szczebla.

I tak, powoli, dochodzimy do istoty tego artykułu. Chciałbym tu bowiem przypomnieć pewien dokument z epoki gierkowskiej, która chociaż ostatecznie zapisała się się naszej historii raczej niechlubnie, to jednak, od czasu do czasu, wydawała na świat coś interesującego i całkiem rozsądnego.

Oto więc, jak to się wtedy mówiło, „wychodząc naprzeciw gospodarczym i społecznym potrzebom”, XII Plenum Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej w czerwcu 1978 r. podjęło uchwałę w sprawie przygotowania kompleksowego programu zagospodarowania i wykorzystania Wisły oraz zasobów wodnych kraju.

W owych czasach uchwała Plenum KC była dokumentem, którego nikt nie ośmieliłby się odłożyć na półkę. Nic więc dziwnego, że w stosunkowo krótkim czasie, bo w grudniu 1979 roku, przy zaangażowaniu organów administracji terenowej, biur projektowych i placówek naukowych, koordynowanych przez Biuro Pełnomocnika Rządu do Spraw Zagospodarowania Wisły powstał dokument pod tytułem: „Kompleksowy program zagospodarowania i wykorzystania Wisły oraz zasobów wodnych kraju”, zatwierdzony następnie przez VIII Zjazd PZPR i w marcu 1980 roku przez Biuro Polityczne KC PZPR. Czyli wyżej już się nie dało.

Nie wnikając w szczegóły powiedzmy tutaj, że program ten, zwany krócej Programem „Wisła”, był imponujący i rzeczywiście kompleksowy. Zawierał on bowiem zarówno zadania podstawowego budownictwa wodnego (urządzenia dla wielu użytkowników: zbiorniki, stopnie wodne, kanały żeglugowe, przerzuty wody, duże oczyszczalnie ścieków i przedsięwzięcia przeciwpowodziowe), jak i zadania towarzyszące o charakterze branżowym (rozwój żeglugi śródlądowej, budowa zbiorników do nawodnień rolniczych, regulacje rzek dla potrzeb melioracji, budowę wodociągów i kanalizacji wiejskich, budowę małych oczyszczalni ścieków, a ponadto budowa uzupełniającej sieci drogowej telefonicznej) oraz zadania uzupełniające (intensyfikację produkcji rolniczej, rozwój turystyki, ochronę środowiska).

Jednym z istotnych celów założonych do realizacji w ramach programu „Wisła” była poprawa stanu środowiska naturalnego w dorzeczu Wisły przez uregulowanie stosunków wodnych, przeprowadzenie zabiegów przeciwerozyjnych (w tym tworzenie ochronnych pasów leśnych) oraz zmniejszenie zagrożenia powodziowego,

W ramach zadań podstawowych Program „Wisła” przewidywał, między innymi, budowę 22 wielozadaniowych zbiorników retencyjnych o łącznej pojemności około 2,5 mld metrów sześciennych, głównie na dopływach karpackich Wisły oraz około 400 zbiorników retencyjnych o znaczeniu lokalnym, przede wszystkim do nawodnień rolniczych, o łącznej pojemności około 1,8 mld metrów sześciennych.

Tak sformułowany Program „Wisła” był programem daleko wykraczającym poza cele, jakie tradycyjnie stawia sobie gospodarka wodna. Był ponadto programem, który mimo słuszności większości jego celów nie mógł być zrealizowany w warunkach narastającego kryzysu gospodarczego i politycznego. Spowodowało to konieczność weryfikacji założeń, celów i zakresu jego realizacji. Zmiany te zostały uwzględnione w opracowanym przez Biuro Pełnomocnika Rządu ds. Zagospodarowania Wisły „Programie zagospodarowania i wykorzystania zasobów wodnych dorzecza Wisły i rzek Przymorza Wschodniego do 2000 roku”, opublikowanym w czerwcu 1982 roku.

Pomijając szczegółowe zmiany w założeniach, nowy program zakładał, że podstawowym kierunkiem będzie racjonalne, pełne i bardziej intensywne wykorzystanie posiadanego majątku, a dopiero po 1990 roku – rozbudowa tego majątku. Program „Wisła” z 1982 roku, w odróżnieniu od poprzedniej wersji, nie miał charakteru infrastrukturalnego programu kompleksowego, lecz był branżowym programem gospodarki wodnej.

I tak na przykład zdecydowano o kontynuacji budowy jedynie 5 zbiorników wielozadaniowych, budowę dwóch kolejnych wstrzymano, 10 następnych przewidziano do realizacji w następnej kolejności, a 5 zbiorników w ogóle pominięto. Wycofano się również z wykonania zwartej kaskady stopni żeglugowo-energetycznych na długości około 900 km, od ujścia Przemszy koło Oświęcimia, aż do morza. Niemniej jednak nadal zakładano, że Wisła będzie zabudowana na całej długości do roku 2000. Z tymi korektami wiąże się również ograniczenie planu budowy na zbiornikach retencyjnych i stopniach wodnych 26 elektrowni, przewidzianych w planie pierwotnym. Program Wisła z 1980 roku zakładał regulację 2740 km rzek i potoków górskich, a w 1982 roku ograniczono go do 1250 km.

Jedynie program realizacji oczyszczania ścieków, uznany za priorytetowy, zachowano w zasadzie bez zmian, dokonując jedynie korekty harmonogramu budowy poszczególnych obiektów.

Lata 1983-84 przyniosły jednakże konieczność dalszych ograniczeń w realizacji Programu „Wisła”. Wynikły one z dalszego pogorszenia sytuacji gospodarczej kraju, co spowodowało, po pierwsze, zmniejszenie wysokości nakładów możliwych do przeznaczenia na gospodarkę wodną, po drugie zaś, zmieniło w zasadniczy sposób plany rozwoju gospodarczego kraju, a co za tym idzie, także programy potrzeb wodnych i oczyszczania ścieków.

Uwzględniając powyższe zmiany, zespół specjalistów Urzędu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej opracował w 1984 roku „Program gospodarki wodnej na lata 1984-85 i założenia do 1990 roku z uwzględnieniem ochrony wód przed zanieczyszczeniem”. Program ten zawiera najbardziej aktualny harmonogram i zakres zamierzeń w dziedzinie gospodarki wodnej kraju, w tym również dorzecza Wisły. Opierał się on, w zasadzie, na podobnych założeniach, jak Program „Wisła” z 1982 roku, był jednak programem bardziej selektywnym i rozpoczęcie realizacji wielu niezbędnych przedsięwzięć przesuwał na okres późniejszy, niż objęty programem.

Tyle w skrócie o historii, założeniach i zakresie Programu „Wisła”. Przyjrzyjmy się teraz nieco bliżej tej jego części, która poświęcona była zagadnieniom ochrony przed powodzią. Już wówczas zauważono niepokojąco szybki wzrost średniorocznych strat powodziowych. Straty te w latach 1971-80 wzrosły w porównaniu do statystyki z okresu 1958-80 o 59% w skali całego kraju. Na obszarze dorzecza Wisły wzrost ten wyniósł 44,5%, planowano więc podjęcie działań w zakresie ochrony przed powodzią, poprzez podjęcie różnorodnych środków, takich jak:

zwiększenie retencji wód dla redukcji kulminacji wezbrań,

obwałowania rzek,

zabudowa potoków górskich,

zwiększenie przepustowości koryt,

lodołamanie.

Przeciwpowodziowe oddziaływanie retencjonowania wód realizuje się poprzez budowę zbiorników retencyjnych z rezerwą powodziową. W 1980 roku spośród istniejących większych zbiorników retencyjnych w kraju znaczenie dla ochrony przeciwpowodziowej miało 25, o łącznej rezerwie 419 mln metrów sześciennych. W dorzeczu Wisły było tych zbiorników 12, o rezerwie 260 mln metrów sześciennych.

Wiele spośród zbiorników projektowanych w ramach Programu „Wisła” miało przewidywaną rezerwę powodziową. Łączna jej wielkość wynosiła pierwotnie 670 mln, po korekcie z 1982 roku – 165 mln , a po kolejnej aktualizacji programu w 1984 roku – 137 mln metrów sześciennych.

Jeśli chodzi o obwałowania rzek, to w 1980 roku ich stan oceniono jako niedostateczny. Istniejące wały o długości 7800 km, wraz ze zbiornikami retencyjnymi, zapewniały ochronę 1 mln hektarów nizin nadrzecznych (65% terenów wymagających ochrony). W dorzeczu Wisły istniało 3,5 tys. km obwałowań, chroniących 0,5 mln ha terenów. Nadal bez ochrony pozostawało 0,4 mln ha powierzchni, a także konieczna stała się modernizacja wybudowanych wałów.

W wyniku prowadzonych prac, sytuacja w 1982 roku uległa pewnej poprawie. Długość wałów przeciwpowodziowych wzrosła do 8832 km (chroniły 1,2 mln ha nizin nadbrzeżnych), w tym w dorzeczu Wisły wzrosła ona do 4686 km (pod ochroną znalazło się 710 mln ha dolin rzecznych, czyli 60% terenów wymagających ochrony).

Program obwałowań przeciwpowodziowych z 1982 roku obejmował budowę nowych oraz modernizację starych wałów, nie zapewniających dostatecznej ochrony. Przewidywano przede wszystkim kontynuowanie już rozpoczętej rekonstrukcji obwałowań Wisły górnej i jej dopływów na terenie województw: krakowskiego, tarnowskiego, tarnobrzeskiego i rzeszowskiego na ogólnej długości około 580 km. Objęto też programem obwałowanie dopływów Wisły środkowej i dolnej o długości 550 km na terenie województw: kieleckiego, radomskiego, lubelskiego, ostrołęckiego i siedleckiego. Kolejne zadania stanowiła modernizacja wałów na terenie województw gdańskiego i elbląskiego na długości 200 km oraz budowa wałów wzdłuż małych rzek nizinnych na terenie pozostałych województw wiślanych o długości 570 km. Ogółem program przewidywał budowę i modernizację wałów na długości 1900 km.

Odrębne zadanie stanowiły roboty bagnownicze i regulacyjne oraz modernizacja zapór i wałów w obrębie i powyżej zbiornika włocławskiego. Prace te, z uwagi na wysoki stopień zagrożenia powodziowego, otrzymały charakter priorytetowy. Nie ujęto ich wówczas w programie z uwagi na brak pełnego rozeznania problemu.

W 1984 roku zdecydowano, że modernizacja i budowa wałów przeciwpowodziowych oraz stacji pomp będzie prowadzona w ramach melioracji gruntów ornych przez Wojewódzkie Zarządy Inwestycji Rolniczych ze środków inwestycyjnych planów terenowych. W okresie 1984-85 przewidywano na terenie kraju wybudowanie i zmodernizowanie 341 km wałów. Natomiast w okresie 1986-90 zakładano przyspieszenie tempa realizacji obwałowań. Planowano na ten okres budowę i modernizację, na terenie całego kraju, wałów o długości 1100 km.

Rzeczowy rozmiar inwestycji przewidzianych do realizacji w latach 1984-90, przedstawionych powyżej, stanowił zaledwie około 20% ówczesnych rzeczywistych potrzeb. Budowa obwałowań oraz modernizacja istniejących miała koncentrować się w tym okresie w dolinach rzek o największym zagrożeniu powodziowym, gdzie brak było pełnej ochrony, lub istniejąca wymagała poprawy stanu technicznego. W dorzeczu Wisły prace miały być prowadzone w dolinie górnej Wisły oraz na Bugu i Narwi.

Jak dalej potoczyły się losy Polski, w tym również PZPR i Programu „Wisła”, wszyscy wiemy. Sądzę jednak, że wykonane podczas prac nad programem studia i analizy z pewnością nie są pozbawione merytorycznych wartości planistycznych, możliwych do wykorzystania również współcześnie. Czy ktoś po nie sięga? Jaki plan działania w zakresie zagospodarowania rzek mamy dzisiaj? Co z planowanych przedsięwzięć udało się do dzisiaj zrealizować. Zapraszam tych z Państwa, którzy mają wiedzę na ten temat do podzielenia się nią na tym blogu.

A swoją drogą, analiza porównawcza tego, co istniało w roku 1980 z tym, co mamy na rok 2010 mogłaby być całkiem interesująca. Ale to już temat na oddzielne opracowanie.



Źródła:

1. „Kompleksowy program zagospodarowania i wykorzystania Wisły oraz zasobów wodnych kraju. Koncepcja generalna”, Biuro Pełnomocnika Rządu do spraw Zagospodarowania Wisły; Warszawa, lipiec 1980.

2. „Program zagospodarowania i wykorzystania zasobów wodnych dorzecza Wisły i rzek Przymorza Wschodniego do 2000 roku”, Biuro Pełnomocnika Rządu do spraw Zagospodarowania Wisły; Warszawa, czerwiec 1982.

3. „Program gospodarki wodnej na lata 1984-85 i założenia do 1990 roku z uwzględnieniem ochrony wód przed zanieczyszczeniem”, Urząd Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej; Warszawa, maj 1984.


sjm

http://czywieszze-sjm.blogspot.com

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Rolnictwo ekologiczne czy przemysłowe?

Rolnictwo ekologiczne czy przemysłowe?


Autor: Tomasz Galicki


W dzisiejszych czasach bardzo często zapominamy jak ważna jest ekologia w procesie produkcji żywności już na etapie rolnictwa. Dzisiejsze fermy coraz częściej skupiają się na produkcji masowej co bardzo często wpływa negatywnie na jakość produkowanej przez nie żywności.


Spowodowane jest to między innymi tym, że konsumenci bardzo często w pierwszej kolejności biorą pod uwagę cenę produktu a dopiero na drugim lub dalszym miejscu jego jakość. Wydawałoby się, że prowadzi do do kresu rolnictwa ekologicznego, lecz tymczasem nie jest to takie oczywiste. Świadomość, żywieniowa polaków z każdym rokiem się zwiększa i coraz więcej osób zaczyna przejmować się tym co je. Cena dla wielu osób staje się sprawą drugorzędną a w pierwszej kolejności o dokonaniu zakupu decyduje jakość. Czy zatem opłaca się prowadzenie gospodarstw ekologicznych czy zdecydowanie lepiej wyjdzie się idąc w produkcję masową? Temat ten jest niezwykle ważny i wiąże się z wieloma dylematami. Przekonać się o tym możemy na przeglądając fora rolnicze, gdzie temat ten jest niejednokrotnie poruszany. Dlatego dzisiaj postaram się przybliżyć problemy i korzyści wynikające z prowadzenia gospodarstwa zgodnie z zasadami ekologii.

Rolnictwo ekologiczne opiera się przede wszystkim na na środkach pochodzenia biologicznego i mineralnego. Prowadząc tego typu działalność ograniczamy do minimum wytwory technologiczne. Dzięki odrzuceniu w procesie produkcji żywności chemii rolnej, weterynaryjnej i spożywczej, uzyskujemy produkty pochodzenia naturalnego, które są dużo zdrowsze i smaczniejsze od produktów zawierających chemię. W produkcji masowej do pasz dodawane są antybiotyki, które nie tylko szkodzą ptactwu, ale również osobom, które później je spożywają.

Ponieważ rolnictwo ekologiczne wyklucza w procesie produkcji używanie sztucznych nawozów, jest ono przyjazne środowisku i nie degraduje go. Stosowanie nawozów przyczynia się bardzo dużej mierze do zanieczyszczenia wód. Ponadto środki ochrony roślin niszczą nie tylko szkodniki roślin, lecz także organizmy, które nie są szkodliwe z punktu widzenia gospodarki człowieka.

Żywność produkowana w sposób ekologiczny zwiększa jakość produktów żywnościowych, co wpływa na nasze zdrowie, oraz prawidłowy rozwój naszych dzieci. Ma ono także pozytywny wpływ na rośliny, gdyż są one naturalnie chronione przed różnego rodzaju chorobami czy szkodnikami.

Prowadzenie gospodarstwa ekologicznego, wiąże się także z pewnymi niedogodnościami. Rolnictwo tego typu jest bardziej pracochłonne od metody przemysłowej. Proces produkcji żywności ekologicznej jest więc droższy, co odbija się także na jej cenie. Poza tym rolnictwo ekologiczne sprawdza się tylko w niewielkich gospodarstwach, na większych obszarach zaczyna być ono mało opłacalne.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.